Zdradziłaś, rozlało się. Karą dla Ciebie niech będzie ta tajemnica i poczucie że daleko Ci do doskonałości. Przestań też wieszać się na facecie, dla którego bywało, że byłaś nikim. Ludzie się zmieniają, więc bardzo możliwe, że gamoniem coś wstrząsnęło, o czym nie wiesz i przeszłość z rękoczynami się nie powtórzy.
11 Gru 2011, Nie 2:34, PID: 282788 Obawiam się i to bardzo, tylko po prostu zastanawiałem jaką ocenę dostanę, jak nie będę mieć rosyjskiego. Nie chcę potem mieć niemałych konsekwencji w postaci np. egzaminu na koniec roku.
#brakchęcidożycia, #depresja, #jakodzyskaćradość, #podcastpsychologicznyBrak chęci do życia zdarza się czasem nie jednemu z nas.Być może w Twoim życiu jest w
Rozwój Osobisty. Jak się nie przejmować. Przejmowanie się jest naturalnym nawykiem większości ludzi. Przejmujemy się rzeczami, których nie możemy kontrolować, przejmujemy się przeszłością, a czasem nawet przejmujemy się rzeczami, które już się wydarzyły. Ale przejmowanie się nie przynosi nam nic dobrego – w rzeczywistości
spotykamy sie 3 lata, każdy wolny czas spędzony razem. zachowanie jak para, lecz oficjalnie parą nie jesteśmy. on chciałby być ze mną lecz nie może. wypomina mi ciągle moją przeszłość. zakochałam sie w nim, byłam z nim w trudnych chwilach, byłam zawsze. nie chce go stracić, wiem ze mogłam to skonczyc od razu ale chcialam zeby zobaczył ze mi zalezy i dał mi szanse. dał le
Nie chce mi sie już żyć. Przerastają mnie problemy. Nie umiem znaleźć pracy, nikt nie chce mnie zatrudnić. Jastem spłukana, a czekają mnie zobowiązania finansowe, które musze uregulować.
. Strony 1 Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź 1 2010-06-04 12:20:49 malwinka Zbanowany Nieaktywny Zarejestrowany: 2010-04-26 Posty: 50 Wiek: 20 Temat: Nie chce mi sie żyć...Straciłam chęć do życia... Wszystko mi sie wali... nikt mnie nie rozumie. Odkad zostawił mnie facet jstem sama jak palec. Samotność mnie dobija. Kocham go, ale nie mogę się narzuca c on ma nową dziewczyne nie chce mu psuć problemy w domu, on zawsze mnie rozumiał potrafił pomóc, pocieszył teraz nie mam nikogo. Pokłóciłam sie z ciotką z którą mieszkam od zawsze w jednym domu. Nigdy nie mogę sie z nią zgodzić. Ona jest chłodna, nie ma uczuć, cały czas mi pogryzała ze jestem z tym moim chłopakiem, ze na pewno nie bedziemy razem do konca, i ze powinniśmy sie rozstać, i tak sie stało mój facet mnie zostawił bo stwierdził że mnie nie kocha. Teraz jestem sama. Pokłóciłam sie z tą jedzą, nie chce mi sie siedzieć w domu, nie mam nawet gdzie pójść. Nie mam pracy, dzis jest taka ładna pogoda ze mogłabym jechać i czegoś poszukać nad morzem, ale nie mam czym, a ona mi nie da auta z reszta nie chce od niej cały czas muszę sie jej o cos prosić. Chciałabym wyjechać stąd, odpocząć. Z ta jedzą pokłóciłam sie przedwczoraj bo pytała czy ex sie odzywa a jak powiedziałam ze nie to była w siudnym niebie, powiedział ze zyczy mu jak najlepiej żeby był szczęsliwy, tak to powiedziała jakby jemu zyczyła wszystkiego co najlepsze a mi tego co najgorsze. Powiedziała ze dobrze ze ma kogos to chociaż ja z nim nie bede. Nie wiem czy ona zazdrości że mnie ktoś pokochał a ona jest starą panną. Powiedziałm ze nie zycze sobie rozmów o nim i o naszym zwiazku bo ona nie wie czym jest miłość i żeby sie na ten temat nie wypowiadała. Dogryzłam jej, i po chwili podeszłam poprosiłam o pomoc przy zapieciu zamka w bluzie t powiedział do mnie spie****** zabolało mnie to, powiedziałm o tym babci a ta na drugi dzień ze to moja wina i ze jej córeczka jest najlepsza i że jak tak można w jednym domu się nie odzywać. Znów moja wina. Ona zawsze ja obrania, ja jestem sama, nikt nie stoii po mojej stronie, kiedyś był mój facet teraz i jego nie ma. Nie chce mi sie życ. Mam ochote ze soba skończyć. Co ja mam od tego zycia. Co to za rodzina któr cały czas staje po jej stronie, nie mam przyjaciół, nie mam jego, a tak go kocham. W takich chwilach jak ta najbardziej go potzrebuje, tak bardzo go kocham, czasem mam ochotę sie odezwać ale zaraz przechodzą mi te głupie myśli. Nie mogę się cały czas narzucać. Mam dość tego wszystkiego. Nie mam go obok, nie mam wsparcia ze strony rodziny, nie moge znaleźć pracy, bo nawet nie mam czy jechać. Najbardziej boli mnie to ze wszyscy ją obraniają i ze zawsze jest moja wina. nie chce mi sie zyc. Jeszcze gdyby był on, ale on juz nie wróci, sam mi to powiedział i miesiac się juz nie odzywa... 2 Odpowiedź przez madziunia 2010-06-04 12:24:38 madziunia Przyjaciółka Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2010-06-03 Posty: 542 Wiek: 19 Odp: Nie chce mi sie żyć... Droga Malwinko! Nie możesz sie zalamywać.. Faktycznie cioteczka to niezlaaa jędza ...;/ No ale nic na to nie poradzisz. Przepraszam, że spytam ile masz lat?? Masz wyksztalcenie czy tak szukasz jakieś pracy na wakacje?? Moim zdaniem powinnaś czegoś poszukać odizolować się troszkę od ciotki, na początek nie odzywaj się do niej.. do babci do nikogo.. Proste. Skoro wszyscy stoją po jej stronie to niech sobie razem rozmawiają. Nie masz przyjaciol? Nie wierze... Na pewno masz jakieś kumpele... Gdy jedyna osoba, która może sprawić, że przestaniesz płakać to ta, przez którą płaczesz... 3 Odpowiedź przez malwinka 2010-06-04 12:38:06 malwinka Zbanowany Nieaktywny Zarejestrowany: 2010-04-26 Posty: 50 Wiek: 20 Odp: Nie chce mi sie żyć...Mam 20 lat. Mam koleżanki ale one maja mężów, narzeczonych i nie mają czasu dla mnie. Wkurza mnie to wszytsko. Szukam pracy na sezon, nawet nie mam czym jechac nad morze, nie mam z kim, ona ma samochód ale mi nie da, z reszta nie chce sie jej prosić, nie chce sie do tej jedzy odzywać. 4 Odpowiedź przez madziunia 2010-06-04 12:46:09 madziunia Przyjaciółka Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2010-06-03 Posty: 542 Wiek: 19 Odp: Nie chce mi sie żyć... Hm... Ja mam 19 ( Już narzeczonych i mężów?? O!! Nie wyobrażam sobie mieć męża w wieku 20lat... No, ale to zależy już od każdego indywidualnie. Hm.. poszukaj czegoś w necie jakieś oferty. Moje kolezanki poszukaly pracy nad morzem zakwaterowanie maja zapewnione i jedzenie też. Bedą sprzedawać na stoisku... Hm.. A może coś w Twoim mieście się znajdzie?? Gdy jedyna osoba, która może sprawić, że przestaniesz płakać to ta, przez którą płaczesz... 5 Odpowiedź przez malwinka 2010-06-04 12:55:30 malwinka Zbanowany Nieaktywny Zarejestrowany: 2010-04-26 Posty: 50 Wiek: 20 Odp: Nie chce mi sie żyć...Wiesz szukałam, ale najlepiej jest jechać samemu i zobaczyć co i jak, ale nie mam z kim, i nie mam czym... To jest najgorszy okres w moim życiu. Ja mieszkam 50 km od morza. 6 Odpowiedź przez bezsens 2010-06-04 12:56:39 bezsens Wkręcam się coraz bardziej Nieaktywny Zarejestrowany: 2010-06-02 Posty: 37 Wiek: 22lata Odp: Nie chce mi sie żyć... Wiem co to samotność....wiem co znaczą kłótnie w domu z rodziną najbliższa i brak ukochanego w najgorszym momencie życia..Dobrze,że o tym tutaj napisałaś- nie będziesz już sama:) Ja zalogowałam się tutaj kilka dni temu i już wiem jakie problemy mają inne dziewczyny, i że potrafią się zainteresować problemem obcej osoby,coś doradzić...Nie mam takiej ciotki jak Ty ale ojca alkoholika, przez którego moje życie wygląda jak wygląda, wiele razy zostawiał mnie ktoś kto bliżej poznał mnie i moją historię..myślałam tj Ty,że nie warto żyć i co ja mam z tego życia- tylko awantury w domu od dziecka, byłam zostawiana wiele razy a jak się już zakochałam to ten chłopak trochę sie mną zabawił zanim mnie pokochał..Postaraj się nie myśleć cały czas o tym chłopaku i ciotce, nie zagłębiaj i nie rozpamiętuj wciąż na nowo...zawsze możesz tutaj napisać w chwilach zwątpienia..Ja próbowałam ze sobą skończyć kilka lat temu, jednak pomogły mi wizyty u psychologa-może powinnaś pomyśleć,żeby sie tam wybrać?to nic złego a na prawdę może pomóc...ja teraz znów zaczęłam chodzić bo troszkę życie mi się skomplikowało ostatnio i nie dawałam sobie rady a przy tym sama raniłam ludzi...Potrzebujesz czasu i rozluźnienia, poukładania sobie myśli i siły by nie przejmować się ciotką pewnie zgorzkniałą i złośliwą..Z pracą jest ciężko-ja wiem, sama teraz szukam od dłuższego czasu i lipa-siedze w domu sama po całych dniach i nakręcam różne myśli złe...Jeszcze będziesz szczęśliwa tylko daj sobie czas, daj sobie pomóc..:)) wieczna wojna myśli niespokojnych... 7 Odpowiedź przez madziunia 2010-06-04 13:08:35 madziunia Przyjaciółka Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2010-06-03 Posty: 542 Wiek: 19 Odp: Nie chce mi sie żyć... malwinka hm...no to może jakaś kolezanka pojedzie z Tobą?? Hm..poproś zeby znalazla dla Ciebie choc chwilkę czasu.... I pojechala razem z Tobą. Ogolnie może zrob coś dla siebie, olej ciotke która nie umie okazywać uczuć i jest zgorzkniala... ;/ PO co się nią przejmowac?? To zwykle babsko które nawet Cie nie chce zrozumieć.... Gdy jedyna osoba, która może sprawić, że przestaniesz płakać to ta, przez którą płaczesz... Strony 1 Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź
x Zmieniany 1 raz(y). Ostatnia zmiana 2010-08-06 10:03 przez pons. Powinnaś go zostawić. Poznasz na pewno innego chłopaka, którego rodzina zaakceptuje Cię. Nie będzie Cię poniżała i traktowała jak piąte koło u wozu. Teraz masz wakacje, korzystaj z nich. A co będzie jeśli teraz poznasz prawdziwą miłość? Nie męcz się, bo nie pociągniesz tak dłużej... Moim zdaniem nie ma sensu tego ciągnąć, chcesz przez całe życie być traktowana jak kura domowa? A jemu to na ręke, mieszka sobie z Tobą, nie musi się męczyć w domu, chyba najwyższy czas go wydomowić, skoro już naopowiadał, że nie jesteście razem. Nie wiem jak to znosisz, ja bym nie wytrzymała, zasługujesz na kogoś, kto bedzie szanował Twoje wybory a nie wiecznie miał do Ciebie pretensje... Nie uważasz? No ja przebrnęłam i nie wiem czemu Ty tu siedzisz na szafie i tworzysz wątek, w którym mamy Ci pomóc, doradzić (choć Twoje działania po tym wszystkim powinny być oczywiste), zamiast wziąć swoje życie we własne ręce i Go najzwyczajniej w świecie wyrzucić ze swojego mieszkania. Wyrzuc pasożyta za drzwi. Nauczył się żyć czyimś kosztem, ktoś wszystko za niego zrobi a od siebie nic nie potrafi wymagac tylko od innych. Ja to bym na samym początku zakończyła jak już miałaś takie sytuację, że nie bronił się tylko wszystkiemu się przypatrywał- zaoszczędziłabys wtedy ten zmarnowany z nim czas i te wszystkie przykrości, co to za facet! Brak słów.. przykre jest to co piszesz ,ze ludzie sie wtracaja w wasz zwiazek a twoj facet nie chce zrobic z tym porzadku. nie powie swojej rodzinei i swoim znajomym zeby sie odczepili . razem powinnisice walczyc i starac sie o ten zwiazek a z twojej wypowiedzi wnioskuje ze ty wiecej dajesz niz dostajesz .uwazam ze twoj facet jest niedojrzaly emocjonalnie i nie bedziesz miala od niego wsparcia takiego jakiego oczekujesz . wiec jesli sie meczysz to ja uwazam ze to nie ma sensu walka z wiatrakami lepiej poczekac i byc sama az tarfi sie ten wlasciwy .kazdy zerwany zwiazek rodzi bol ,zal i obawy ,ale pamietaj tez ze dzieki takim porazkom jak i wzlotom nasze zycie jest bogate o do gory kazdy kiedys trafi na swoja polowke jablka grunt to nic na sile i nie bac sie byc bez faceta . KAZDEJ Z WAS POLECAM KSIAZKE "DLACZEGO MEZCZYZNI KOCHAJA ZOLZY" TO JEST KWINT ESENCJA TEGO CZEGO OCZEKUJA FACECI BY BYC Z NAMI I BYSMY ICH MIALY OWINIETYCH WOKOL PALCA przeczytałam i.. odpuść sobie wykończysz się Szczerze? Popatrz na to wszystko..popatrz jaki on jest, jaką ma rodzinę, znajomych. chcesz się w to dalej pchać? Dalej się kłócić ze wszystkimi dla dobra wasze (a raczej Twojej) "miłości" ? Popatrz jak on Cię traktuje, jak jakąś kurę domową, siedzi cały czas w mieszkaniu więc kretyn mógłby coś ugotować czy posprzątać, a nie mieć jeszcze pretensje do Ciebie, że nie masz czasu. Pogadaj z nim, postaw mu warunki, jak nie zacznie traktowac Cię z szacunkiem to może wypier****lać, ma taka wspaniala dziewczyne, a do rodziny takie glupoty gada? Postaw mu nastepny warunek "jeszcze raz i z nami koniec". On się nauczyl, ze zrobisz dla niego wszystko i wykorzystuje to. Dla mnie to zwykły cham, w życiu bym za takiego nie wyszła. Ale jak Ci tak bardzo zalezy to spróbuj jeszcze raz, tylko ze jak tym razem nie wyjdzie to go zostaw. myślę że być może jego rodzice nie chcą "biedniejszej" partnerki ale skoro już taka jest to na Ciebie siadają bo uważają żeś gorsza, takie są tylko moje domysły...moja rada: zostawić faceta bo szuka służącej, nie sądzę by się zmienił z tej postawy w odwrotną nagle. Boze co to za koles wogole ;/ mieszka z toba , niby jest z toba , kaze ci robic kanapki sprzatac ale rodzicom wszystkim mnowi ze ze soba nie jestescie?! Wiesz co zrob ? Powiedz mu ze jesli nie jestescie razem to ma placic polowe czynszu oplat, kupowac rzeczy, robic sobie obiady, bo przeciez nie masz takiego obowiazku ;] zobaczysz jak bedzie szybko zwiewal ;p Dziewczyno! Nie czekaj, aż tak Ci namiesza w głowie, że nie będziesz wiedziała, kim jesteś. Wiem, że łatwo tak napisać, co masz zrobić... Zdaję sobie sprawę, że to bardzo trudne. Musisz zacząć myśleć o sobie. Nie warto być z kimś, kto się do Ciebie nie przyznaje. Z tego, co piszesz, tak właśnie jest. Jak się kocha- można wszystko, ufa się, wierzy. Ten chłopak- dzieciaczek swoją drogą- nie jest wart Twojej miłości. Zasługujesz na kogoś, kto doceni to, co dla niego robisz, kto będzie Cię akceptował, kto nie będzie się wstydził być z Tobą. Chcesz trwać nadal w kłamstwie? Miłość nie przychodzi tylko raz- jestem pewna, że spotkasz kogoś, dla kogo będziesz kimś więcej, niż służącą. On szuka zastępczyni matki, nie kobiety do kochania. Nie pozwól, żeby ktoś sterował Twoim życiem. Na jednym nieudanym związku świat się nie kończy. Przemyśl sprawę, pomyśl, że spotkało to Twoją przyjaciółkę, kogoś najbliższego. Chciałabyś, żeby ta osoba była w takim związku? Ps. Najbliższe otoczenie faceta dużo o nim mówi. ufff przebrnęłam! za włosy go i kopa w d.....twoje mieszkanie więc go wyślij tam skąd przyszedł. facet chce miec kucharke, sprzątaczke i kochanke w jednym ja tu uczucia nie widze Za to ja przeczytałam. Moim zdaniem powinnaś się poważnie zastanowić, czy to ma sens. Niby związek składa się na uczucia, powiązanie, ale także wzajemne zaufanie, szacunek itd. Niestety ze strony Twojego chłopaka nie zauważyłam ani jednego ani drugiego. Z tego co pisałaś, traktuje Cię on po prostu jako podporę "w razie czego, na później", bo gdyby w końcu został sam, mógłby sobie nie poradzić. Moim zdaniem powinnaś twardo określić granicę. Zaznacz, że jeśli nie zmieni swojego zachowania, po prostu będziecie musieli się pożegnać. W takim toku wydarzeń dojdzie w końcu do tego, że to Ty będziesz go utrzymywać, bo rodziców przez cały czas nie będzie. Powinnaś pomyśleć także o sobie. Jesteś juz dorosła. Jeśli chodzi o kwestię "obgadywania" Cię przez znajomych... Na Twoim miejscu oświadczyłabym w większej grupie, że nie interesują mnie sprawy innych ludzi i nie masz zamiaru mieszac w czyimś życiu, jednak oczekujesz tego samego także od innych. Ludzie zawsze będą gadać, powinnaś to olać. Szkoda jednak, że nie masz w tej kwestii wsparcia od chłopaka. To także powinnaś z nim omówić. Moja droga zwłaszcza w tym momencie powinnas się obudzić, przestać grać uczuciami, ale zacząć rozumem. To tyle, życzę wszystkiego dobrego. Gdyby ze strony Mojego mnie tak atakowali,a on nie stanął by nigdy po mojej stronie to bym tego nie pomyśl co by było gdybyście się pobrali?I co wtedy przez całe życie wysłuchiwać jaka to ty zła dla synusia nie bym się porządnie nad tym wszystkim zastanowiła, to KOCHAĆ I BYĆ cię może i kocha ale na 1 miejscu u niego nie że przemyśl to i się nie dołuj, nie warto;* męczysz się straszliwie, a nie wygląda na to żeby to kiedykolwiek miało się zmienić. ogarnij się, zacznij nowe życie z daleka od nich wszystkich, i w końcu znajdziesz takiego, który Ciebie będzie kochał, i nie będzie Cię wykorzystywał, i pozwalał żeby ktoś Tobą pomiatał Przykro nam, ale tylko zarejestrowane osoby mogą pisać na tym forum.
Witam,mam ok 13 rożnych długów,przewaga chwilówki,juz nie mam żadnego ruchu,czy odebranie sobie życia nie wpędzi rodziny w kłopoty pomocy Re: czy sie powiesic Opisz ją tutaj. Poradzimy, doradzimy istnieje wypisuj głupstw o samobójstwie Re: czy sie powiesic Rowniez prosze o pomoc petla dlugow w chwilowkach mnie przerosla jutro ma przyjsc wierzyciel chyba ze do godziny 12 splace 2tys a nie mam takich pieniedzy, tez myslalam o samobojstwie tylko mam syna 3 letniego ktorego nie chce osierocic i z drugim jestem w ciazy prosze o pomoc Re: czy sie powiesic czy każdy co ma problemy musi myśleć o samobójstwie, to jest jedno z najgorszych wyborów i na pewno długi pogrążą twoją rodzinę Re: czy sie powiesic wręcz nią pogrąży...nie możesz się o pomoc zwrócić do rodziny?na pewno nie bierz następnej chwilówki Re: czy sie powiesic Oczywiście, że to pogrąży rodzinę. Koszt Twojego zadłużenia, koszt pogrzebu, koszty psychiczne (konieczność rozpoznania Cię z pętlą na szyi przez najbliższą osobę; zwłoki okazywane są tak, jak zostały znalezione - bez upiększania (i mycia!) i dbałości o czyjąś wrażliwość), poza tym koszt miejsca na cmentarzu, koszt pomnika, itp. Twoja rodzina będzie w jeszcze większej czarnej d*** niż Ty teraz Re: czy sie powiesic Nie ma sytuacji bez wyjścia. A jesli zależy Ci na rodzinie, to nawet nie myśl o samobójstwie. Nie dość, że pogrążą się w rozpaczy po Tobie, to jeszcze wpędzisz ich w Twoje długi. Pamietaj, pieniądze to rzecz nabyta. Zawsze można zarobić więcej, mogą zniknąć, roztrwonić, zgubić. Nie warto odbierać sobie życia z ich powodu. Skontaktuj się z jakąś porządną firmą/bankiem, która Ci pomoże te długi spiąć w jeden. No i bierz się porządnie do roboty, żeby z tego wyjść. Może nie być łatwo, ale warto. ja też mam długi w chwilówkach na około 25 tys nie mam już siły a to dopiero początek pracuje na umowę o pracę zarabiam 1600zl proszę o jakąś pomoc bo chyba coś sobie zrobie nie jem nie śpię wrak człowieka Najpierw trzeba chcieć tej pomocy lecz nie na zasadzie pożyczki. Wszystko zależy od pani. Dzien dobry czy dal pan rady z tymi chwiluwkami Poleć forum
#1 Tomek1996 Nowy uczestnik Użytkownik 10 postów Imię:Tomek @Przywołaj Napisano 02 kwiecień 2019 - 20:52 Witam mam problemy od grudnia 2017 roku problem jest związany z moim zdrowiem psychicznym otóż nie potrafię normalnie funkcjonowac w społeczeństwie trudno wykonywać mi jakąkolwiek czynność powiedzmy zacznę coś A tego nie skończę mam jakieś dziwne uczucie leku nieokreślonego oraz odrealnienie od rzeczywistości czuje się jakbym zdziczal ? Zwariował? W okresie niecałych dwóch lat trochę przeszedłem rozstanie z dziewczyną po 3 latach związku w dodatku mamy wspólne dziecko chora matka psychicznie która zaniedbala swoją chorobę tarczyce i cukrzycę z tego powodu psychika kompletnie siadla przez ponad rok próbowałem jej pomóc,mówić ale do niej to nie dociera kompletnie nic co się do niej mówi nie wiem może mój stan psychiczny pogorszył się przez wydarzenia w/w nie wiem może po prostu jestem słaby psychicznie zawsze byłem silnym człowiekiem tak uważałem radzilem zawsze sobie w kontaktach społecznych w życiu i wgl ogólnie znajomych żadnych już nie mam odwrocilem się od nich A oni ode mnie przyjaciela przed którym mógłbym się zmierzyć również Naprawdę nie radzę sobie pomocy Do góry #2 Paweł 1983 Paweł 1983 Zadomowiony Bywalec 6383 postów Płeć:Mężczyzna @Przywołaj Napisano 02 kwiecień 2019 - 21:52 Przestań naprawiać Swoją mamę a zacznij Siebie. I tak nie naprawisz w stopniu jakim byś chciał, każda sytuacja jest inna jednak miałem okres kiedy również wierzyłem, próbowałem coś zrobić żeby w mojej rodzinie, w relacji z rodzicami ( to mam na myśli) zapanowała normalność w moim rozumienie, tzn. czuć więź z rodzicami, ufać im, móc normalnie rozmawiać, poczuć się w relacji dobrze. Próbowałem pewnie dłużej niż rok, w pewnym okresie było to moim marzeniem, nie wyszło. Zacząłem coś naprawiać kiedy w końcu się usamodzielniłem, moim zdaniem kazdy człowiek w pewnym momęcie powinien postawić na pierwszym planie swój plan na życie a nie rodziców, swoje dobro a nie pozostawanie w domu rodziców, pod ich wpływem czy świadomym czy też mniej swiadomym. Twoja mama przeżyła swoje, teraz czas na Ciebie,może bardziej ją ucieszy (ale tak naprawdę) kiedy zobaczy że jesteś szcześliwy, zadowolony, spełniasz się a nie siedzisz z nią i żyjesz jej sprawami, zmartwieniami. Lepszych rad nie mam. Pozdrawiam. Wszystko co doskonałe, dojrzewa powoli...widzę że się Pan ładnie przedstawił, przed nam, tutaj, w tej chwili słuchaczom, przed milionami słuchaczy.... Do góry #3 fri3den fri3den Nowy uczestnik Bywalec 26 postów Płeć:Kobieta Lokalizacja:GW @Przywołaj Napisano 03 kwiecień 2019 - 06:13 Zgadzam się z tym co napisał Paweł. Nikt nie przeżyje życia za Ciebie, a i Ty nie przeżyjesz życia za swoich bliskich choćbyś bardzo chciał. Ba, nigdy nie będziesz tak naprawdę szczęśliwy dopóki nie odetniesz pępowiny. Wiem, że to zabrzmi bardzo brutalnie co teraz napiszę, ale jednak: moja matka na mnie żerowała emocjonalnie też wszelakimi chorobami. Żerowała w sensie emocjonalnym. Nie miałam swojego życia, nie mogłam sobie pozwolić na bycie w związku, bo wiecznie tylko ona. A to jest błędne myślenie. Kiedy stajemy się dorośli to musimy zacząć żyć własnym życiem, wspierać rodziców całym sercem, pomagać im, gdy tego potrzebują, ale ich życie nie może determinować naszego. Śmiem twierdzić, że jeśli odetniesz pępowinę i zmusisz się do jakiegokolwiek życia towarzyskiego to wszystko będzie w porządku. Do góry #4 Gość_relic_* Napisano 03 kwiecień 2019 - 08:06 @Tomek1996 wytrzymałość psychiczną weryfikuja traumatyczne wydarzenia, trudne sytuacje, ciężkie decyzje. Niektórzy nie wytrzymują presji i objawia się to załamaniem. Słabość psychiki to nie jest nieszczęście czy powód do wstydu, każdemu może się to zdarzyć w każdym momencie życia. Jesli macie dziecko, trzeba w pierwszej kolejności pomyśleć o jego życiu i wychowaniu, a żeby o tym sprawnie myśleć musisz naprawić siebie. Jeśli nie radzisz sobie z sobą i z sytuacją może pomyśl o psychologu/psychiatrze? Tomek1996 lubi to Do góry #5 Gość_Lady in black_* Napisano 03 kwiecień 2019 - 14:37 A mnie ciekawi, co było wcześniej, czy wcześniej nie było jakiś sygnałów świadczących, że takie "załamanie" może nadejść? Czy to po prostu stało się tak nagle i poczułeś bezsilność? Bo tak wnioskuję z opisu. Czasem po prostu tego wszystkiego, co wali nam się na głowę jest zbyt dużo i nasz system nerwowy jest przeładowany, nie radzi sobie z tym, psychika tak samo. Ważne, czy chciałbyś z tym coś zrobić, czy nie. Bo jeśli masz już świadomość problemu, to ważne, abyś chciał podjąć jakieś kroki w pomocy sobie w wyjściu z takiego stanu. Myślę, że wizyta u psychologa bądź psychiatry mogłaby być czasem, gdzie będziesz mógł się wygadać, powiedzieć o tym, co Cię dręczy, w jakim jesteś stanie. To już dużo. Potem zdecydujesz, w jaki sposób chciałbyś sobie z problemem poradzić. Do góry #6 Tomek1996 Tomek1996 Nowy uczestnik Użytkownik 10 postów Imię:Tomek @Przywołaj Napisano 03 kwiecień 2019 - 17:21 Paweł 1983 fri3den Dzięki za odpowiedź muszę wam przyznać rację bo macie ja w 100% nikt za mnie życia nie przeżyje i trzeba spojrzeć na siebie dokładnie tak ale jak tu normalnie funkcjonować z taka osoba mówię człowiek chciał pomóc jakby to był obcy to bym miał to w pompie ale jednak to matka nigdy bym nie pomyślał że zdrowa prowadząca normalny tryb życia kobieta pracująca rozrywkowa i wgl tak siadzie leczyć się nie chce zero jakiej kolwiek świadomości żeby wyjść z tego za przeproszeniem debilizm wstyd mi to pisać ale tak naprawdę jest i wydaje mi się że przez ta pomóc i tłumaczenie mojej matce sam oglupialem Do góry #7 fri3den fri3den Nowy uczestnik Bywalec 26 postów Płeć:Kobieta Lokalizacja:GW @Przywołaj Napisano 03 kwiecień 2019 - 17:24 A moze wlasnie zostawienie mamy samej sobie skloni ja do wziecia zycia w garsc? Przepraszam za analogie, ale wiesz tak jak z alkoholikiem, jak ma opieke i wszystko podane na tacy to pije dalej, a jak go najblizsi zostawia samemu sobie to sie ogarnie. Nie chce zabrzmiec brutalnie, bo mam serce na dloni, ale znam problem z matka z autopsji. Tomek1996 lubi to Do góry #8 Tomek1996 Tomek1996 Nowy uczestnik Użytkownik 10 postów Imię:Tomek @Przywołaj Napisano 03 kwiecień 2019 - 17:44 Lady in black Sprawy zaczęły się komplikować gdy rozstalem się z dziewczyną po 3 latach jakby nie było pierwsza dziewczyna i wgl w dodatku mamy wspólne dziecko to nas łączy zaczęły się myśli że to moja wina że mogłem coś poprawić A tak naprawdę wina leżała po stronie mojej i mojej ex bez oczerniania nikogo miałem problemy z jedzeniem problemy z snem zaczęłem sobie myśleć że jestem złym człowiekiem że jestem winny później choroba psychiczna matki do tego,wiadomo pieniądze,dziecko i wgl kocham moja córkę widuję się z nią próbuje normalnie funkcjonować ale ciężko czuje się jakbym stracił swoją męskość jak ostatnia ofiara kiedyś byłem człowiekiem który nie lubił się zalic i wszystko trzymal w sobie jednak presja,i możliwe że słabość,emocje wzięły w górę fri3den Szkoda gadać naprawdę wstyd by mi było napisać co ona robi A raczej czego nie robi albo to i to to już jest człowiek nie myślący powiem tak ona już normalnie nie może za siebie przykro mi to pisać ale tak jest musiałem dzwonic po pogotowie by ja zabieralo bo zagrażala swojemu życiu np 500 jednostek cukru do tego zaniedbanie higieniczne i wgl nie przestrzeganie diety przy cukrzycy zaniedbania brania lekow 3 razy była w centrum zdrowia psychicznego i nic szczerze macie rację trzeba spojrzeć na siebie i nie kierować się emocjami po prostu nie mogę tego ogarnąć że moje mówienie i staranie się poszło na marne Do góry #9 Iker Napisano 04 kwiecień 2019 - 11:59 Zacznij od swojego życia, zbyt wiele rzeczy zaprząta twoją głowę - w zasadzie niezależnych od ciebie. Tomek1996 lubi to Do góry #10 Tomek1996 Tomek1996 Nowy uczestnik Użytkownik 10 postów Imię:Tomek @Przywołaj Napisano 06 kwiecień 2019 - 17:30 Dzięki za odpowiedź zdaje sobie z tego ciężko tym nie być obciążonym Pozdrawiam Do góry
Temat: Czasem nie chce mi się żyć Mam 29 lat, czasem zastanawiam się czemu jeszcze żyje. Może zacznę od początku. Życie mnie cieszyło chyba tylko jak byłam mała. Kiedy poszłam do szkoły, czułam się nie swojo, nie miałam dobrego kontaktu z innymi dziećmi. Byłam nieśmiała, cichutka, nie to co inni. Nie wiem też z jakiego powodu, ale inni jakoś nie bardzo chcieli się ze mną kolegować, chyba przez tą nieśmiałość. Miałam kilka koleżanek, z którymi w miarę normalnie rozmawiałam. Tzn, jedną jakoś w 1 i 2 klasie podstawówki, koleżanka z ławki, czasem po szkole się spotykałyśmy, później nauczycielka ją przesadziła do innej ławki, a ona od razu jakby o mnie zapomniała. Później w 4 klasie, też miałam koleżankę z ławki, i tak samo, po szkole się spotykałyśmy, normalnie rozmawiałyśmy. Ponieważ w 4 klasie miałam problemy z jednym przedmiotem, a powstała specjalna klasa dla tych którzy byli zagrożeni z jednego przedmiotu, zostałam przeniesiona do innej klasy. No i przez wakacje jeszcze normalnie było, ale od roku szkolnego, też ta koleżanka mnie olała i nawet się nie odzywała, nawet "cześć" nie mówiła. I nie mam pojęcia czemu. W nowej klasie, łącznie ze mną było 5 dziewczyn, więc ja oczywiście byłam tym piątym kołem u wozu. Ale jakoś poznałam koleżankę, która mieszkała niedaleko, byłyśmy nawet dobrymi koleżankami. Przez jakieś pół roku, bo później oświadczyła mi, że jej mama zabroniła się jej ze mną zadawać. Hmm, widocznie byłam za spokojna. Później ta dawna koleżanka stała się dla mnie wredna. Później były czasy szkoły zawodowej. Niestety ale żadnej koleżanki nie miałam. Po prostu nikt nie chciał takiego towarzystwa. Cicha, prawie nic nie odzywająca się osoba, spokojna, nieśmiała... Niestety ale zawsze też byłam tą najbrzydszą dziewczyną w klasie, przez co mi dokuczali, wyzywali od piegusek, śmieli się ze mnie. Przeważnie chłopacy, ale dziewczyny także. Czasem nie chciało mi się chodzić do szkoły. Przez to jacy niektórzy byli dla mnie, stawałam się coraz bardziej zamknięta w sobie, coraz bardziej nie wiedziałam o czym z innymi rozmawiać. Czasem chciałam coś powiedzieć, ale się bałam odezwać, bo myślałam że albo mnie wyśmieją albo zignorują, a myślałam tak dlatego że czasem to miało miejsce. Dlatego siedziałam cicho. Później miałam kolegę, 5 lat młodszy ode mnie, czasem jego rodzice prosili abym trochę z nimi posiedziała, tzn z nim i jego młodszy bratem, bo oni do pracy, a nie mieli z kim zostawić. Więc przynajmniej jakieś towarzystwo miałam. Później się gdzieś wychodziło z tym kolegą, czy na rower czy coś. Ale przynajmniej nie siedziałam w domu, w czterech ścianach. Niestety, później też jakoś znajomość się urwała, wiadomo, wolał bardziej towarzystwo w swoim wieku. Czułam się strasznie samotna, mogłam tylko słuchać jak to dziewczyny rozmawiają o chłopakach, zazdrościłam im tego. Czasem nie chciało mi się żyć, nie widziałam sensu. Nikt mnie nie lubił, nikt nie chciał mojego towarzystwa. Nikomu nie mogłam powiedzieć co leży mi na sercu. Czasem nie było dnia, żebym nie myślała o zabiciu się, ale nigdy nie miałam na to odwagi. W sumie cały okres zawodówki, 3 lata, to było częste myślenie o samobójstwie. Jak miałam 20 lat, poznałam przez jakiś serwis sms, chłopaka, byłam z nim ponad pół roku, ale później zerwaliśmy, dlatego że on się gdzieś przeprowadził, mi nawet nie powiedział gdzie, czasem do mnie wpadał, skończyło się że raz w miesiącu się widzieliśmy, raz w miesiącu przyjeżdżał do mnie, więc nie chciałam czegoś takiego. Po kilku miesiącach poznałam innego faceta przez internet. Zaczęliśmy się spotykać, po kilku latach urodziło nam się dziecko. Później był ślub, a później rozstanie. Zawsze myślałam że jak będę miała męża, będę szczęśliwa, lecz niestety. Krótko po ślubie, po tym jak zamieszkaliśmy sami, okazało się że ślub był błędem. Zaczął mnie ignorować, olewać. Choć mieszkaliśmy razem, mało czasu ze sobą spędzaliśmy. Czułam się jak jakiś przedmiot, który służy tylko do posprzątania, ugotowania... Nie przypuszczałam nigdy, że mając męża, można czuć się tak bardzo samotnie. Znowu zaczęłam się czuć jak kiedyś, jak bezużyteczna osoba. Miałam tego dosyć, dlatego odeszłam. Może dodam jeszcze, że nigdy nie wiedziałam co chce w życiu robić. Nigdy nie miałam jakiś planów na przyszłość. Kompletna pustka w głowie. Mając 14 lat, wybrałam że będę się uczyć na fryzjerkę, nie wiedziałam jakie są inne możliwości. Początkowo było ok, ale później, szefowa tylko kazała sprzątać, latać robić dla niej zakupy, chodzić na pocztę. Nie wiem jak miałam się czegoś nauczyć, od samego przyglądania nie dałam rady. Po jakimś czasie przestałam to lubić. Niczego nie potrafiłam, tzn, niczego przez co mogłabym dostać pracę w tym kierunku. Kiedyś pracowałam na kasie w sklepie, ale tylko przez 3 miesiące, nie przedłużyli mi umowy. Ale to dlatego że nie szło mi najlepiej. I nigdy więcej pracować na kasie bym nie chciała. Rozdawałam też ulotki. I to jest moje całe doświadczenie zawodowe. W wielu miejscach starałam się o pracę, ale wszędzie gdzie byłam, nie odpowiadałam potencjalnym pracodawcom. Na rozmowach największą trudność sprawiało mi powiedzenie czegoś o sobie, niby to takie proste. Wszędzie gdzie byłam chcieli bardziej komunikatywne osoby, bardziej atrakcyjne, może po prostu trafiałam na złych ludzi. No i teraz, prawie 29 lat, bez pracy. I nie wiem co bym chciała robić. Mogłabym iść na sprzątaczkę, ale czasem nawet do tego potrzebne jest doświadczenie. Czuje się taka bezradna, bezsilna. Za cokolwiek się złapię, nie wychodzi mi to, do niczego się nie nadaję. Przez te prawie 29 lat, nie znalazłam niczego w czym bym była dobra. Czuje się jakbym nie pasowała do tego świata. Zrobienie czegokolwiek jest wielkim trudem. Nie mam żadnych znajomych, o przyjaciołach mogę jedynie pomarzyć. Nie wiem o czym rozmawiać z ludźmi, zazwyczaj krótko odpowiadam na pytania, nie mam pojęcia jak zacząć jakąś rozmowę, a jak bym chciała to zrobić, to boję się odezwać. Nawet z rodziną nie wiem o czym rozmawiać. Chciałabym mieć się komu wyżalić, ale nie mam, chyba dlatego piszę tutaj. Żeby jakoś wyrzucić to z siebie. Rodzina mnie tak naprawdę nie zna, nie wiedzą co czuję, co mi leży na sercu. Jak byłam nastolatką, to czułam się tak jakby im wcale na mnie nie zależało. W wieku dojrzewania, wiele razy słyszałam od ojca teksty w stylu "jaka ty jesteś brzydka", bardzo mnie to bolało, zwłaszcza że nieraz to słyszałam od innych. Czułam się jak jakiś potwór, wcale nie jestem taka brzydka, ale ludzie sprawili że czułam się jak najbrzydsza osoba na świecie. Przez co powstał u mnie wielki brak pewności siebie. Jak skończyłam zawodówkę, matka ciągle mi mówiła "idź w końcu do pracy", jakby to było takie proste, szukałam, nie znajdowałam. Ale jej to ciężko było wtedy wytłumaczyć. Do tego źle się czułam przebywając poza domem. Często nie chciało mi się wychodzić z domu, nie miałam do tego sił. Mam w życiu jakiegoś pecha. Nic mi się nie układa. Osoby które poznawałam, albo od początku mnie ignorowały, albo przez jakiś czas było ok, a później mnie olewali, odtrącali. Naprawdę czuję się do niczego, nikomu nie potrzebna, jakby nikomu na mnie nie zależało. Całkiem możliwe że do końca życia będę już sama, że nie poznam nikogo z kim mogłabym tak szczerze porozmawiać, o problemach, radościach... Nie potrafię nikogo takiego poznać. Nie mam pojęcia czemu ludzie przez większość mojego życia mnie odtrącali, nawet nie próbowali mnie poznać. No ok, zdarzył się jeden, ale co do czego też wyszło jak z innymi. Chciałabym zmienić swoje życie, ale przy każdej próbie była porażka. Małymi kroczkami do celu... czasem się tak nie da. Od jakiegoś miesiąca, znowu mnie nachodzą myśli samobójcze. Po prostu nie mam już sił. Ale żyję, egzystuje. I raczej nigdy nie spróbuje się zabić (choć nie wiem tego na 100%). Pewnie do końca życia będą mnie te myśli nachodziły. Ale skoro przetrwałam tyle lat, to dam radę dłużej - mam przynajmniej taką nadzieję. Teraz muszę żyć, bo jednak mam dziecko, a czego to się nie robi dla dziecka :) żyje dla niego. Gdyby nie dziecko, to bym tego nie pisała, by mnie dawno nie było na świecie. Dziecko to jedyne co mnie jeszcze trzyma przy życiu. I choć naprawdę, czasem nie chce mi się żyć, odechciewa się wszystkiego, nie mam na nic sił, czuję się bezradna, bezużyteczna, nikomu nie potrzebna, czuje że nic nie potrafię dobrze zrobić - muszę żyć. Nie chce mi się, ale muszę. Chciałabym być kiedyś szczęśliwa, tak naprawdę nigdy nie byłam. Przez szczęście rozumiem to, żeby być więcej razy zadowoloną, radosną, uśmiechniętą osobą niż zdołowaną. Jak do tej pory zawsze jest to drugie, a zadowolenie, uśmiechnięcie - często udawane. Ale jak już wspominałam, mam pecha, i to się chyba nigdy nie zmieni. Chyba niektórzy ludzi są skazani na bycie nieszczęśliwymi. Sroki że się tak rozpisałam, ale to i tak tylko część mojej historii. Chciałam się z kimś tym podzielić, nie mam komu się wyżalić. A czasem to pomaga, chociaż na chwilę. Nawet jeśli nikt by tego nie przeczytał, czasem trzeba wyrzucić to z siebie. W pewnym sensie chciałabym jakiejś pomocy. Na pewno nie chce współczucia, bo jak wiadomo każdy ma jakieś problemy, większe czy mniejsze... Nie jest tak, że użalam się nad sobą. Po prostu życie, a raczej ludzie sprawili że czuję się tak jak się czuję, i nie wierze w to, że coś się kiedykolwiek zmieni w moim bezsensownym, nic nie znaczącym życiu.
nie chce mi się żyć forum