dom w dolinie mgieł Budka Suflera - Tekściory.pl – sprawdź tekst, tłumaczenie twojej ulubionej piosenki, obejrzyj teledysk.
By Agnieszka Stokowiecka 15 lipca 2023 Zamki. Zamek w Aymavilles jest jednym z zamków w Valle d’Aosta otwartym po pracach renowacyjnych w 2000 roku dla zwiedzających. To właśnie o nim dziś wam opowiem zabierając was w podróż po epoce średniowiecza i dalej. Pierwsza wzmianka o zamku w Aymavilles pochodzi z maja 1207 roku.
El Dom w dolinie se encuentra en Zagórz. Se encuentra a 46 km de Przemyśl y ofrece estacionamiento privado gratuito.
Located in Zagórz and only 8.1 km from Skansen Sanok, Dom w dolinie provides accommodation with garden views, free WiFi and free private parking. This recently renovated holiday home is located 8 km from Zdzislaw Beksinski Gallery and 8 km from Sanok Castle. The property is non-smoking and is situated 28 km from The Solina Dam.
Kup teraz na Allegro.pl za - Marek Biliński Dom Dolinie Mgieł Ucieczka Tropiku (14301166786). Allegro.pl - Radość zakupów i bezpieczeństwo dzięki Allegro Protect!
Weekend w Domu w Dolinie, który pani Maja wygrala dla mamy już za nami. Goście wyjechali zadowoleni I nawet my mamy zaproszenie do nich! A co się
. Tuż za miedzą... Po przeciwnej stronie strumienia Białka, równolegle do polskiego asfaltowego deptaku nad Morskie Oko, biegnie niebieski szlak ku Dolinie Białej Wody. Jadąc lub idąc w kierunku Palenicy, dokładnie tak jak nad Morskie Oko, po lewej, miniemy wąski most nad Białką. To ok. 20 km. od samego początku drogi Oswalda Balzera, która tu właśnie dołącza do słowackiej Drogi Wolności. (Cesta Slobody) Przystanek Łysa Polana- dawne przejście graniczne. Po obu stronach rzeczki- parkingi. Tereny dawnej polany pasterskiej ( niestety zarosłej już w ok. 40 % ) i niewielkiej osady; na których dziś pozostało zaledwie kilka zabudowań. Budynki celne, dość oblegany i dość drogi sklepik, niewielka restauracyjka, kantor. Spory parking i budka a'la kiosk, w której przesiaduje pobierający opłatę parkingową. Przystanek autobusowy zarówno dla słowackich busów, jak i naszej polskiej Stramy, która zaczyna swą trasę w Zakopanym, a kończy w Popradzie. Tu możemy zostawić samochód, a busem podjechać dalej, w kierunku Tatr Wysokich, aby wybraną spośród wielu długich, przepięknych tras, wracać pieszo do auta. Opcja niekoniecznie trudna, za to ze względu na długość trasy- wymagająca sporo wysiłku i samozaparcia. Podchodziłam do tego wpisu, z dużą, żeby nie powiedzieć- wielką rezerwą. Dolina Białej Wody to cud natury, którego piękna, żadne słowa nie oddadzą. Obawiam się, że mimo starań, nie dam rady opisać tego, czego doświadczy każdy wędrowiec, który wybierze Białą Wodę. Z każdego zakątka, dobiega bicie dzikiego serca Tatr. Cudowne widoki, zielona przestrzeń, przeplatana srebrzystymi nićmi potoków, nad którą pochylają się najpotężniejsze turnice tatrzańskie, a wszystko to spowite bogactwem fauny i flory. Od Białowodzkiej Doliny odchodzi wiele pomniejszych, wrzynających się w strome zbocza skalne, tajemniczych dolinek. Większość z nich to niestety tereny ścisłych rezerwatów, których piękno kusi tak bardzo, że wiele osób ryzykuje ich zobaczenie, mimo zakazu. ;) Biała Woda, to jedna z dwóch siostrzanych, położonych obok siebie dolin, których niepodważalne piękno, od wieków przyciąga jak magnes. Tą drugą jest równie długa, równie dzika i tajemnicza- Dolina Jaworowa. Tym co je rozdziela, jest potężny, rozległy masyw Szerokiej Jaworzyńskiej. Teren, również niestety, objęty ścisłym rezerwatem. Przykrym jest fakt, że ścisłe rezerwaty zakłada się tak naprawdę przeciw turystom. Wg. zarządów to oni stanowią zagrożenie dla unikatowych terenów. Ale tereny te, o ironio, stoją otworem przed bandami myśliwych, przed ciężkim sprzętem przemysłu drzewnego. A szeleszczący banknot otwiera podwoje najbardziej ścisłych rezerwatów, dla niekoniecznie legalnej i niekoniecznie przyjaznej przyrodzie- działalności. Docieramy na Łysą Polanę bardzo wcześnie. Chłodny, rześki poranek. W budce parkingowej jeszcze nikogo nie ma. Tam trzeba się wybrać jak najwcześniej. Inaczej nie ma sensu. Dojście do celu pochłania dużo czasu. Do tego liczmy się z tym, że często będziemy się zatrzymywać... no chyba, że jesteśmy obojętni na cuda otoczenia ;) . I to co najważniejsze! Do Białej Wody idźmy tylko wtedy gdy jesteśmy pewni idealnej pogody. Sprawdźmy prognozy i najlepiej decyzję podejmijmy z dnia na dzień. Chodzi o to, aby móc docenić wszystkie walory trasy, jaką wybraliśmy. Deszczowy, pochmurny dzień zabierze zbyt wiele wrażeń, a my będziemy tylko zdziwieni, czym też zachwycają się wędrowcy w Białowodzkiej... Zresztą wiadomo, piękna pogoda jest potrzebna, aby dostrzec to co wyjątkowe, na każdym szlaku, nie tylko tym jednym. Za to każdemu, kto zaczyna odwiedzać Tatry, powiemy to samo: ,,Chcesz je pokochać bezgranicznie- idź na Białą Wodę :) ! '' Zmęczysz się na pewno, a szczególnie będziesz miał dość powrotu... długą, wijącą się drogą, która zwodzi, że już, już blisko do wyjścia, a tymczasem za kolejnym zakrętem oferuje kolejny niekończący się odcinek... Ale gwarantuję, że będziesz się odwracał za siebie, aby na jak najdłużej zamknąć w pamięci to, co tak niepojętym pięknem wyszło Ci na spotkanie i to co na koniec dnia żegna Cię - mając nadzieję, że wkrótce znów je odwiedzisz! Bywa i tak, że na Białą Wodę chodzą ci, którzy chcą odetchnąć i odpocząć od wysokich szczytów. Tam się regenerują. Tam udają się szukający ciszy i kontaktu z przyrodą. Często samotnie, bez towarzyszy, chcący usłyszeć tylko szepty natury i własne myśli. Nie uda mi się opisać tego szlaku tak jakbym chciała. I wpis zapewne będzie długi, jak sama dolina... ;) Nie chcę przebiec obok niej- pobieżnie. Nie chce pominąć żadnego zakątka... Tam nawet zapomniany, omszały głaz, wrosły w leśne wykroty, jest wyjątkowy. Początek szlaku- to w rzeczywistości Dolina Białki. Ale przyjęło się, że kto się wybiera w tamte rejony, mówi ,,idę na Białą Wodę''. Zresztą Słowacy określają zarówno Dolinę Białki, jak i Białej Wody- wspólnym mianem ,,Bielovodská dolina'' ; bez rozgraniczania. Białka to rzeczka powstała z połączenia dwóch głównych strumieni- właśnie Białej Wody i Rybiego Potoku; oraz pomniejszych dopływów. Już poza miejscem fuzji tychże potoków, czyli bliżej cywilizacji, rzeczkę zasila jeszcze jeden ważniejszy dopływ- Roztoka. Prowadzi nas szeroka, wygodna droga, przystępna również dla osób niepełnosprawnych. Połyskująca promieniami porannego słońca, mglista poświata otula las, unosi się nad strumieniem, wdziera się orzeźwiającym oddechem do płuc. Po prawej, cały czas towarzyszy jej szumiący ( choć nie zawsze- bo w suche lata ledwo płynie) potok, a po lewej mamy zielone, lesiste zbocze Gombosiego Wierchu. Reglowy, niewysoki szczyt jest zakończeniem potężnego ramienia Szerokiej Jaworzyńskiej ( Široká ). Jej ramię będzie nas osłaniało przez większość trasy. Praktycznie, pierwsze 7 km. biegnie w cieniu tego rozłożystego masywu. Brzegi rzeki porastają obficie liście lepiężników. Przez ok. km. wędrujemy skryci w cieniu, aby w końcu dotrzeć na rozległą, trawiastą polanę, na której stoi spora leśniczówka. Królestwo Martina Stodoly. Potężny (...budzi respekt;) ) leśniczy trzyma pieczę nad całą doliną. A wraz z nim, jego przyjaciel- równie potężny owczarek kaukaski- Maxim. Szukając kiedyś informacji na temat noclegu w Białej Wodzie, natrafiłam na pewnym forum na wypowiedź Martina. Uśmiałam się serdecznie i mimo wielu ,,straszących'' panem Martinem opinii; myślę, że facet ma spore poczucie humoru. Tu można poczytać- . Leśniczówkę można dostrzec również z położonej wyżej szosy do Morskiego Oka. Mniej więcej na wysokości Wodogrzmotów Mickiewicza. Tym bardziej, że ułatwia to połamany i chory las na Starej Roztoce. Można tylko pozazdrościć panu Martinowi i Maximowi, domu w tak cudnej okolicy... Ponad siedzibą Martina, mamy za to widoczny ,, jak w pysk strzelił '' wydeptany szlak ku przełęczy Goły Brzeżek. -źródło ,,Wikipedia'' Oczywiście zakazany dla zwykłych dreptaczy. Doskonały sposób wybicia się na grań Szerokiej Jaworzyńskiej, pod warunkiem wzmożonej ostrożności, głównie przed ,,zielonymi ludzikami''. ;) Przed leśniczówką, przy drodze duża wiata i drewniana tablica z opisem widocznych w oddali wspaniałych szczytów. Z tej pozycji doskonale widoczny po prawej ręce, masyw Wołoszyna z wybijającą się szczególnie, spośród zielonego garbu- Turnią nad Dziadem. Sto razy lepiej można go obejrzeć właśnie stąd, niż z pozycji szosy palenickiej. Tu również bardziej można docenić urok i stromiznę, wieńczącej boczne ramię Wołoszyna- Turni nad Szczotami . Pośrodku, niczym łącznik pomiędzy łagodnością Wołoszyna i surowością turni Tatr Wysokich, klapnęła zielona Roztocka Czuba. Tam za nią, zawija szlak nad Morskie Oko- stąd niewidoczny. Ale za to we wcięciu skalnym dostrzeżemy zarys Wielkiego Szczytu Mięguszowieckiego i skalny ząb Żabiego Konia- którego kształtu nie sposób pomylić z żadnym innym. A przed nami....jak wyniesiona ku niebu, jak otoczona warownym murem (bo nad nią pochylają się jedne z najwspanialszych szczytów! ), jedna z najcudowniejszych wiszących dolinek w Białej Wody... -Dolina Żabich Stawów Białczańskich. Bielovodzká obfituje w wiszące doliny, z których spadają malownicze siklawy... Ponieważ nie może być inaczej- Żabia Białczańska jest objęta ścisłym (a nawet bardziej niż ścisłym!) rezerwatem przyrody. Jej obwarowanie stanowi...poczynając od lewej: Młynarz ze swoją granią- chyba najbardziej urozmaiconą spośród innych, Żabi Szczyt Wyżni, nachylony grzebień Niżnych Rysów i zielona grań Żabiego Niżnego, zakończona zalesionym zboczem Siedmiu Granatów. W głębi dostrzeżemy Wysoką wspieraną Ciężkim Szczytem i Rysy. Spójrzmy na drewnianą tablicę w pobliżu wiaty- tam dokładniej porównamy sobie, który szczyt jest który. :) Zanim znajdziemy się u ich stóp, jeszcze długa droga przed nami. Mniej więcej w centrum doliny, zauważymy wpadający do Białki- leśny potoczek. To Roztoka. Ta sama, która tworzy Wielką Siklawę Pięciostawiańską. Ta sama, która łącząc pomniejsze strumyczki, tworzy trzy kaskady Wodogrzmotów... Polana Biała Woda ma m. długości. Gdyby tuż przed jej końcem, bryknąć pod kątem prostym przez rzeczkę i dalej wprost przez las... ...dojdziemy ni mnie, ni więcej, tylko do naszego schroniska na Roztoce. Najlepszego, najbardziej przyjaznego schroniska dla wędrowca- po naszej stronie Tatr. A przede wszystkim najcichszego. Położone na uboczu, oferuje dawną serdeczność, przychylność dla potrzebującego i wspaniałą kuchnię. To dobrze, że główne szlaki omijają to schronisko. Dzięki temu brak tam pseudoturystów, chętnych do robienia chlewu. Były plany, aby przerzucić mostek przez Białkę i tym samym połączyć Białą Wodę ze Starą Roztoką. Z jednej strony, byłoby to duże udogodnienie i ułatwienie dla turystów. Dziś chcący chodzić legalnie, muszą sporo nadrobić, aby połączyć te doliny. To oczywiście skrajna bzdura, by chodzić naokoło, gdy człowiek ma cel, tuż w zasięgu wzroku... Z drugiej strony, kantem staje strona polska- która wszak za wstęp do Parku pobiera opłaty (sic!!!). Musieliby pierdyknąć kolejną budkę przed planowanym mostkiem. Najbardziej na ,,nie'' może mnie przekonać jedynie fakt, że cudowne, domowe schronisko Wincentego Pola, straciłoby wiele ze swego obecnego uroku. Co nie zmienia faktu, że połączenie dwóch brzegów, byłoby dla wszystkich bardzo korzystne. Oby tylko nie doprowadziło do powstania kolejnego hotelu udającego schronisko- to wszystko będzie dobrze. Rozmowy między zarządami toczą się i toczą- już od ponad 10 lat i z pozycji pata nie mogą się wygrzebać. W planach przywrócenie kładki na Białce ( bo takowa istniała jeszcze ok. 80 lat temu) i przywrócenie starego roztoczańskiego szlaku do schroniska, którym dziś nie wolno się poruszać nikomu, poza służbą leśną i mieszkańcami, pracownikami schroniska. To odcinek najstarszego polskiego szlaku tatrzańskiego- o którym już wspominałam przy okazji wycieczki z Brzezin, ku Waksmundzkiej Równi. Czerwony szlak z Toporowej Cyrhli ku Roztoce. I za przywróceniem tego odcinka- całym sercem ,,tak''. :D Tylko co z tego, że tak? Pomarzyć dobra rzecz ;) Z końca polany, chwilkę idziemy przez las, by po paru minutkach dotrzeć na kolejną, węższą i trochę rozjeżdżoną polankę. To tzw. Koniarka. Stoi na niej szopa, w której to Martin przechowuje siano. Ostatnio jak szliśmy, to nawet zwoził. Trafiłam na wypowiedź na forum, jakoby ktoś nocował kiedyś na owym ,,pięterku'' ;) Tylko to chyba dawno było, bo pamięć tak mi coś podpowiada, że chyba stryszek miał kłódkę... Drogę przecina niewielki dopływ Białki- potok z Dolinki Rozpadlina. Wciętej wysoko w zbocze Horwackiego Wierchu, w większości porosłej lasem. W górnej części zdobią ją dzikie skałki, w dolnej strome wapienne ścianki, bardziej przypominające skały Kościeliskiej, lub Tatr Bielskich; i dwie zarastające, dawniej wypasane- Trybskie Polany (Tropové polianky). Jeszcze niecały kilometr i kolejny drewniany mostek ponad szumiącym potokiem. Po raz pierwszy przechodzimy ponad Białą Wodą. Chwilę przed mostkiem da się zauważyć wymykający się z lasu- Rybi Potok. Właśnie tu, łączą się one- dając początek Białce. Z lewej spośród ciągnących w górę zarośli, dobija się pomniejszy Spismichałowy Potok, płynący z dolinki o tej samej nazwie. Do owej doliny opadają pionowe, wapienne urwiska, doskonale widoczne z morskoocznego deptaka. Chwilowo Biała Woda płynie po naszej lewej stronie... ;) Wkrótce, po naszej prawej stronie zarośnięta i dziś nawet już nie umieszczana na mapach- Polana pod Żabiem. Wychodził na nią przedwojenny, dawny szlak, wiodący od Morskiego Oka, u stóp Żabich Szczytów i okrążający je, by na wysokości dzisiejszej Wanty (leśniczówki) odbić w kierunku wschodnim i przekroczywszy granicę wyprowadzić nas na Białej Wodzie. Szlak nazywany ,,Popod Żabiem''. Jedno z najpopularniejszych połączeń pomiędzy sąsiadującymi dolinami. Zapomniane, gdy należące niegdyś do Polski, tereny jaworzyńskich ziem, zostały wcielone do Czechosłowacji. A po drugiej wojnie światowej, całkowicie zakazane i uporczywie kontrolowane przez wopistów. Tuż za Polaną Popod Żabiem, po stronie przeciwnej- zarastająca Polana pod Upłazki... I niedługo nikt nie będzie wiedział, że takowa w ogóle istniała. Do niej dobiegał czarny szlak ,,popod-żabiański''. Od Rybiego Potoku przejdziemy kilometr, gdy miniemy kolejny mostek- nad Żabim Potokiem. Idziemy pośród starych, potężnych drzew. Wspaniałe, potężne wanty skalne wyściełają leśne runo. Omszałe, zielone, leżą tu całe wieki. Przygniatają splątane korzenie, wtulają się pod nie. Pierwotna, dzika puszcza... Tak wspaniałego, dostojnego otoczenia jak tu nie uświadczy gdzie indziej. Aż strach trochę wejść, tak na lewo, pomiędzy te głazy. A nuż pod którymś z nich coś się czai... No i z czysto praktycznego punktu widzenia, musi być potwornie niewygodnie chodzić po tak skrajnie nierównym podłożu. ;) Przy samym szlaku, pomarańczowe kapelusze rydzów... Tak opisuje te tereny Janusz Chmielowski i Mieczysław Świerz, w swym przewodniku: ,,Bryzgające rozpryśniętymi w mgławicę tumanami kropel wodnych, szumne i wartkie fale potoku walą z wściekłością żywiołu o zapory wygładzonych otoczaków, oślizłych złomów, want i ,,skrzyżali'', to bulgocą, ryczą, pienią się w kipielach i wirach, to słabną, nacichają chwilę na zielonych głębiach plosa, by znów ogłuszającą wrzawą napełnić milczenie lasu i na nowo pracować nad przemiennością kształtów przyrody. Brzegi potoku, pełne dziur, osunięć i wykrotów, porastają mchy, paprocie, glony i borowiny, zalegają ,,sucharze'' pogniłych od starości jodeł i smreków i kłody drzew, naniesionych w czas nawałnicy, lub wiosennych roztopów. Wszystko to składa się na obraz nieopisanie romantyczny, tym bardziej, że odsłaniają się nam po drodze wciąż nowe widoki, to na chylące się z zawrotnej wyży, potwornie gładkie zerwy Młynarza, to na szarzejący w oddali łańcuch olbrzymów tatrzańskich...'' Opisy przewodników pochodzą z czasów, gdy Dolina Białej Wody, jako część dóbr jaworzyńskich, była ,,we władaniu'' księcia Hohenlohe. Pomyśleć, że drepczemy przez tereny, przemierzane stopami pokoleń. źródło- I jesteśmy, dzięki tej niezmienności tatrzańskiej przyrody, bardziej im bliżsi, niż się nam wydaje... ...a oni nam. :) Tu stały ogrodzenia, wytyczające obszary polowań. Książę był zapalonym myśliwym. A dla swoich uciech, sprowadzał w Tatry, zwierzęta z całego świata. Warto poczytać na ten temat. Myśliwski pałacyk, dziś odrestaurowany, znajduje się w Tatrzańskiej Jaworzynie. Przejął go Tanap i tam urządził swoją siedzibę. Wokół tablice, zakazujące zbytniego zbliżania się do ,,posiadłości''. Wiele się nie zmieniło. No może tylko tyle, że bizona dziś w Tatrach nie uświadczysz. ;) I dawny i obecny pryncypał, rządzi się podług swoich fanaberii. Łącznie z urządzaniem polowań, zakazem wchodzenia tam, gdzie można by poprowadzić przepiękne trasy ( abyś za dużo nie zobaczył! ;) ) i wycinką drzew. Dozwolone przez księcia Christiana- trasy, również niespecjalnie się zmieniły. Zgodził się on bowiem, na chodzenie przez swoje dobra, poprzez Polski Grzebień, Lodową Przełęcz i Przełęcz pod Kopą. Popatrzmy więc na dzisiejszą mapkę szlaków... Jak widać nic się nie zmieniło, tzn. nic nie przybyło od owych czasów. :P Nie powołano do istnienia żadnego nowego szlaku. Choć możliwości jest tak wiele, a każda coraz to bardziej wyjątkowa. Fantastyczne kształty skał ramienia Szerokiej Jaworzyńskiej po lewej stronie. Ogranicza ono Spismichałową Dolinę i oddziela od szerokiego, trawiastego Żlebu Litworowego i zbocza Upłazków- poniżej których leżą właśnie resztki Polany pod Upłazki. To skaliste ramię to Zamki ( Zámky ). Przy czym Słowacy tym mianem określają również najwyższe wzniesienie we wspomnianym, skalistym ramieniu, podczas gdy po polsku jest to Spismichałowa Czuba. Żleb Litworowy to doskonały i prosty sposób na dostanie się ku Szerokiej Jaworzyńskiej. Przedreptane lewizny są doskonale widoczne z okolicznych szczytów. źródło- ,,Wikipedia '' Przy czym należy zebrać dokładniejsze informacje na temat przebiegu owych perci, gdyż w zależności od tego czy uderzymy od południa, czy bardziej od zachodu; trudności podszczytowe różnią się od siebie. W charakterystycznym zakolu szlaku- drewniana wiata dla odpoczywających -i....boczna, zakazana ścieżyna do raju- wspomnianej Doliny Żabich Stawów Białczańskich. Polanka pod Aniołami. Ostatnio stała tam terenówka- jak podejrzewam własność Martina. No bo któż inny by się tam rozbijał autem... ;) Leśniczy doskonale zdaje sobie sprawę, że na terenie jakim zawiaduje, jest tak wiele cudownych zakątków, które kuszą prawdziwych maniaków górskich. ;) Tym bardziej, że wejście do Żabiej Białczańskiej jest możliwe również trochę wcześniej- jeszcze zanim przekroczymy Żabi Potok. Na tych co zdecydują się właśnie na wcześniejszy ,,skok w bok'', może więc czekać niespodzianka. :D Szlak zdecydowanie kieruje się ku wschodowi. Przeprowadza przez niewielki mostek nad Litworową Wodą i znów się prostuje na południe. Robi się węziej. Zarośla coraz bliżej. Ścieżyna mija wreszcie Szeroką Jaworzyńską, a po prawej zaczyna nam towarzyszyć ramię Młynarza, z najbardziej charakterystyczną, pionową ścianą Młynarczyka i Nawiesistej Turni. Niesamowita, jedna z najbardziej skomplikowanych rzeźb pośród szczytów tatrzańskich. Ściany poorane dzikimi uskokami, szczelinami, rozpadlinami. Strome trawniki i usypiste żleby urywające się przepaściami, pochylają się nad szumiącą Białą Wodą. Ich stopy wtapiają się w chłodną mgiełkę oparów, połyskującą nad strumieniem. Te pionowe, pozornie niedostępne, albo dostępne jedynie dla wprawnych taterników ściany, da się okiełznać od strony Dolinki Żabich Stawów. Trawiasty żleb spadający ku Niżniemu Żabiemu Stawowi, spokojnie wyprowadzi na grań, w okolicy szczytu Małego Młynarza. Jeśli ktoś dobrze poznał topografię tegoż masywu, może pokusić się o wycieczkę. Z małymi obejściami najtrudniejszych miejsc, zrobi to zwykły, wprawny turysta. Do kolejnego mostku- ok. 1 km. Mostek na Rówienkowym Potoku. Srebrzysta wstęga spływa z progu Doliny Rówienek. Wejścia ku dolinie bronią potężne zarośla, paprocie i wiatrołomy. I o ile inne spośród zawieszonych nad Białą Wodą dolinek, budzą ciekawość turystów; o tyle Rówienki są traktowane nieco obojętnie. A wszak i tam kryją się dwa piękne stawki, z których wypływa wspomniany potoczek... Dolinę otacza z jednej strony- Jaworowa Grań, z drugiej- Świstowa Grań. Dla ciekawych- najłatwiejsze dojście, choć nie najbliższe, od wcześniejszego Litworowego Żlebu. Niestety w takim przypadku, trzeba pokonać boczne ramię odchodzące od Zielonej Czuby. Na końcu tego ramienia ciekawa kształtem, ale bezimienna turnia. Dawna pasterska perć wchodziła do Rówienek, tuż przed ujściem potoku. Jest to możliwe...- ale tak jak napisałam, nakazuje użeranie się z plątaniną różnorakich zarośli. Z Doliny Rówienek, dawni pasterze, zbójnicy, przewodnicy, przekraczali grań główną, przez siodło przełęczy odchodzącej od Małego Szczytu Jaworowego. Szczyt ten jest zwornikiem dla trzech grani. Wspomniane siodełko przełęczy to tzw. Zawracik Rówienkowy. Wejście na niego utrudniają wysoko podchodzące piargi. I jest to jedyny problem dla tych którzy się porwą na ową drogę. Przed naszymi oczami i to już od jakiegoś czasu, błyska między drzewami, wspaniały amfiteatr głównej grani Tatr. Gdy wyjdziemy nagle spośród drzew, na trawiastą leśną polanę, po której jednej stronie szumi cierpliwie nam towarzysząca Biała Woda; staniemy w zachwycie. Polana pod Wysoką. Nad nami jak okiem sięgnąć, schylone, wyniosłe turnie. Poniżej szumiące ciemnozielone plamy smreków. Paprocie dorastają pasa. Szczególnie osób niewysokich. ;) Nie sposób przejść nie ocierając się o nie. Głaszczą , plączą się pod nogami. Nie dziwne więc, że człowiek myśli: ,,Oby tylko kleszcza nie przywlec...'' Szczęśliwie podczas naszej wycieczki, żaden się na nas nie skusił. ;) Pochyłe zbocza spływające ku polanie, wyściełają potężne, omszałe głazy. Niektóre są naprawdę olbrzymie. Poduchy mchów i jagodowych krzewinek, pomiędzy którymi połyskują gdzieniegdzie srebrne nitki wody. Polana pod Wysoką niegdyś tętniła życiem. Od dawien dawna stały tam szałasy pasterskie. A sama nazwa dotyczyła całej doliny. Nie było więc Doliny Białej Wody. Za to była Dolina pod Wysoką. Potem przez jakiś czas- Dolina Pod Upłazki. Na wprost mamy górne piętro doliny- zawieszona wysoko Dolina Kacza. Ponad nią, mur urwistych ścian grani głównej. Od Zadniego Gerlacha, po Ganek i Wysoką. Rysy będą lepiej widoczne, trochę później. Z prawej wysoki, stawiarski próg Dolinki Ciężkiej, ograniczony szalonymi stromiznami Młynarza. Z których najbliższa Ciężkiej Dolince ( z naszego punktu widzenia ), jest Niżnia Młynarzowa Kopa . Po lewej stronie Turnia nad Kolebą. Tuż za nią Turnia nad Polaną. Za nimi grzebień Świstowych Turni. Ta pierwsza wymieniona, dostała swą nazwę od istniejącego niegdyś na polanie schroniska (koleby). -źródło- Wikipedia Aladár Salamon, dawny właściciel tych ziem- Węgier z pochodzenia, zbudował na polanie domek myśliwski (1877 r.)w którym jedną izbę przeznaczył dla turystów. Nie zgadzając się wcześniej na budowę schroniska przez Towarzystwo Tatrzańskie... ;) Dwa lata później, Aladár sprzedał swe dobra, nie komu innemu jak Christianowi Hohenlohe. A ten, przeznaczył budyneczek, na kwaterę dla straży leśnej. I bardzo silnie ograniczył pasterstwo. Toteż nie zachował się żaden szałas pasterski w dolinie. Sama gajówka spłonęła. Kolejne drewniane schronisko wybudowane przez Klub Czechosłowackich Turystów (1924 r.), spłonęło po dwóch latach. Od czasu ostatniego pożaru, budowę schronisk pod Wysoką, zarzucono. Widocznie Biała Woda nie chce schronisk na swoim terenie. Woli pozostać dzika i tajemnicza. To bardzo dobrze. Zbyt wiele jest do stracenia. Schronisko niesie, co prawda, zyski, ale i tłumy różnie zachowujących się wycieczkowiczów... Lepiej nawet nie wyobrażać sobie tłumów, zadeptujących Białą Wodę. Dziś jedynym obiektem, jaki tam się znajduje, jest obozowisko taternickie, zwane Taboriskiem pod Wysoką. Drewniane podesty pod namioty, otacza wysoki cienisty las. A centralne miejsce na terenie taboriska, zajmuje drewniana, okrągła wiata z ławami i miejscem na palenisko. W przyzwoitym oddaleniu- drewniany kibelek. Jak to się skarżył Martin na forum, że ledwo po remoncie, a ,,uz ktosi rozbil dvere...;) :D .............................. Jeśli pójdziemy prosto przez teren taboriska ( opuszczając szlak znakowany), powinniśmy zauważyć odchodzącą w prawo ścieżynkę. To wejście do Doliny Ciężkiej.... Doliny, która pośród tych najpiękniejszych, znajduje się w ścisłej czołówce. Zawieszona wysoko, ponad stromym progiem, połyskująca oczyma stawów, wciska się pomiędzy załomy jednych z najbardziej stromych ścian. Otoczenie nie byle jakie. Same dostojne i wyniosłe, urwiste ściany. W tym najsłynniejsza- pionowa Galeria Małego Ganku, oraz uważana przez wielu za królową szczytów-Wysoka. Tuż za nią groźna ściana Rysów i Niżnych Rysów. A wszystko zamyka grań Żabiego Wyżniego i Młynarza... Dolinka Ciężka była niegdyś na mapie szlaków. Jak również podejście z niej, ku przełęczy Waga, a następnie na Rysy. Co prawda niewygodne, usypiste, piarżyste i trzeba dokładnie wiedzieć jak w nie najlepiej ,,uderzać''...Ale możliwe do przejścia. Z tego co widać szlak ku Ciężkiej- uczęszczany. Tymczasem nasz szlak niebieski okrąża taborisko od jego lewej strony i zagłębia się w las, by po ok. 200 m. przeprowadzić przez mostek nad Świstowym Potokiem. W górę, wzdłuż potoku biegnie Dolina Świstowa. Szlaku tam brak, a byłaby to dość ciekawa alternatywa dla tych co już szli na Polski Grzebień- od strony Kaczej. Dolina biegnie bowiem między ramionami Świstowej Grani i Hrubej Turni i wychodzi bezpośrednio nad Zmarzły Staw pod Polskim Grzebieniem. Oprócz niego, w dolinie leżą jeszcze pomniejsze stawki- Świstowe Oka. Nasz szlak tymczasem, zaczyna wznosić się długimi, bardziej stromymi zakosami. Towarzyszą nam cały czas zarośla, wśród których prym wiodą potężne paprocie. Gdzieniegdzie, po głazach spływają wąskie strużki wody. Wkrótce do naszych uszu dociera wyraźny szum spadającej wody. Po prawej ręce, w prześwitach między drzewami, zauważmy urokliwy wodospad. Z wysokiego progu Doliny Ciężkiej, niczym luźno spleciony warkocz, spływa Ciężka Siklawa. To najwyższy tatrzański wodospad. Wydostając się ponad piętro lasu, dostrzeżemy przed sobą kolejny wodospad. Kacza Siklawa spadająca z progu Doliny Kaczej, łącząc się z kolejnym, dobiegającym z lewa Potokiem Litworowym, daje tu początek- Białej Wodzie. Najbardziej, charakterystyczna, położona centralnie w Dolinie Kaczej- Zasłonista Turnia, jak gdyby, wychodzi ku nam na spotkanie. Wspinamy się wzdłuż szumiącej wstęgi Litworowego Potoku, by w końcu wydostać się na próg Doliny Kaczej i przekroczyć wspomniany. Mostku brak. Musimy przechodzić wprost po leżących w korycie- głazach. Uwaga wskazana. Część głazów się buja, większość jest śliska. Przekroczywszy potok, idziemy powoli ku górze. Odwracając się za siebie, zobaczymy szmaragdowe, jak gdyby zafarbowane zielenią, oko Kaczego Stawu. A ponad nim wyniosłe ściany Ganku, spadające ramieniem Kaczej Turni i Pustych Wież, aż do dna Białej Wody. Bliżej nas i słabo widoczny spośród morza kosówki, jeszcze jeden staw- Mały Kaczy. Oprócz tych dwóch, w pozornie niedostępnej dolince jest jeszcze jeden. Maleńki Jeleni Stawek, położony troszkę wyżej niż pozostałe, na tarasie skalnym, popod Pustymi Turniami, jest zupełnie niewidoczny z naszego szlaku. A niegdyś nad jego brzegiem, była nawet koleba dla strudzonych turystów... Zbudowana przez Pawła Vogla, po drugiej wojnie światowej, w wyposażeniu miała nawet niewielki piecyk! Z tego co wiadomo została zniszczona przez Straż Parku. Po co ułatwiać pozytywnie zakręconym, noclegowanie pośród cudów przyrody, prawda? ;) Wokół potoku, cała gama różnorakich, kolorowych kwiatów, napite poduchy mchów i wielkie wanty skalne. Na jednym, sporych rozmiarów głazie, tuż obok strumienia, urządzamy sobie postój... ..... >>> CIĄG DALSZY
Podobne znaleziska: Jestem absolwentką studiów inżynierskich na kierunku "Architektura". Wykonam: -projekt i wizualizacje wn cena: 0 PLN : jestem grafikiem z wieloletnim doświadczeniem, ukończyłem studia z zakresu grafiki i wzornictwa specjalizuję się ... cena: 0 PLN Jestem Tessa. Domu nie mam :( Ale mam za to szczepienia, jestem odrobaczona i zaczipowana. Testy na choroby zakaźne te cena: 0 PLN 1 200 zł: Polecam Państwu lokal użytkowy o powierzchni 18m2, usytuowany na I piętrze w budynku usługowym na Nowym M... cena: 1 200 PLN Mój świat. Mój własny świat. Niby jest, niby żyję w nim, a jednak czuję, że już dawno się rozpadł... Rozp... cena: 0 PLN 5 900 zł: Stan wykończenia gotowy Rok budowy 2020 Dostępne od 2020-01-31 Opis Przeznaczenie Lokalu gastronomiczny han... cena: 5 900 PLN 399 000 zł: Polecam Państwu przestronne, trzypokojowe mieszkanie o powierzchni m 2, , zlokalizowane na osiedlu N... cena: 399 000 PLN 34 zł: Polecam państwu lokal do wynajęcia o łącznej powierzchni 115m, usytuowany na drugim piętrze budynku użytko... cena: 34 PLN 2 800 zł: Polecam Państwu mieszkanie na wynajem o powierzchni 65m2, usytuowane na V piętrze w nowoczesnym apartamento... cena: 2 800 PLN
Rezerwat Przyrody "Źródliska w Dolinie Ewy" Utworzony w 1983 roku na powierzchni ha rezerwat "Źródliska w Dolinie Ewy". Obejmuje fragmenty doliny erozyjnej rozcinającej krawędź Wysoczyzny Pojezierza Kaszubskiego zwanej lokalnie wysoczyzną Gdańską. Chroni naturalne źródliskowe zbiorowiska roślinne, zwłaszcza łęgowe, ziołoroślowe i szuwarowe, w tym rzadko spotykany na niżu szuwar manny gajowej. W rezerwacie stwierdzono występowanie 194 gatunków roślin naczyniowych, spośród których 2 podlegają ochronie ścisłej (listera jajowata, wawrzynek wilczełyko) i 5 ochronie częściowej (bluszcz pospolity, kalina koralowa, konwalia majowa, kruszyna pospolita, marzanka wonna). Na uwagę zasługuje duża liczba gatunków górsko – podgórskich. Są to przetacznik górski, tojeść gajowa, manna gajowa, dziki bez koralowy, olsza szara, kozłek bzowy, niezapominajka leśna. Wartość przyrodniczą rezerwatu podkreśla aż 10 gatunków roślin znajdujących się na liście ginących i zagrożonych roślin Pomorza Zachodniego i Wielkopolski. Są to: czerniec gronkowy, fiołek przedziwny, kostrzewka leśna, kozłek bzowy, listera jajowata, manna gajowa, przetacznik górski, szczaw gajowy, wawrzynek wilczełyko i wyka leśna. Ze względu na bliskie położenie i łatwą dostępność szlakami pieszymi, rowerowymi i konnym w okolice rezerwatu często docierają mieszkańcy trójmiasta. Choć nie zawsze zdaja sobie sprawę z jego istnienia nawet przechodząc obok. Podmokłe, gęsto zarośnięte miejsce nie zachęca do spacerów. Co pozytywnie wpływa na ochronę tego miejsca. Pracowanie na podstawie materiałów Nadleśnictwa Gdańsk.
Pozostałe ogłoszenia Znaleziono 32 ogłoszenia Znaleziono 32 ogłoszenia Twoje ogłoszenie na górze listy? Wyróżnij! Sprzedam dom rejon Milicza -Dolina Baryczy. Domy » Sprzedaż 520 000 zł Do negocjacji Młodzianów wczoraj 19:50 Wynajmę połowę domu w górach Dolina zimnika Domy » Wynajem 2 500 zł Warszawa, Bemowo wczoraj 19:12 Nowe domy II ETAP sprzedaż 80m2 Malownicza Dolina + 25 m2 poddasza Domy » Sprzedaż 599 000 zł Do negocjacji Łódź, Widzew wczoraj 17:00 Dom na wsi, siedlisko w Dolinie Baryczy Domy » Sprzedaż 630 000 zł Do negocjacji Grabownica wczoraj 13:28 Dom Gruszczyn, 120m2, widok na Dolinę Cybiny Domy » Sprzedaż 659 000 zł Gruszczyn 29 lip Siedlisko urokliwe Roztocze dolina rzeki Białej Łady Domy » Sprzedaż 395 000 zł Do negocjacji Rzeczyce 29 lip Dom w Niepotwarzalnej dolinie z jeziorami Domy » Sprzedaż 549 000 zł Liniewo 29 lip Dom 145 m2 Osiedle Doliny Drwęcy Domy » Sprzedaż 690 000 zł Nowa Wieś 27 lip Pięknie położony dom w malowniczej Dolinie Baryczy. Domy » Sprzedaż 219 000 zł Do negocjacji Słabocin 26 lip Ekologiczny dom w Dolinie Świdra- 30 min. od centrum Warszawy Domy » Sprzedaż 1 250 000 zł Wiązowna 25 lip Oaza ciszy i spokoju w domu w dolinie rzeki Łódki. Domy » Sprzedaż 1 020 000 zł Łódź, Bałuty 25 lip Unikatowy dom w Dolinie Baryczy Domy » Sprzedaż 269 000 zł Milicz 25 lip ,,Słoneczna Dolina" nowy dom Domy » Wynajem 3 800 zł Zabrze 24 lip Nad Doliną Domy nad Morzem - Dom 9A Kołobrzeg Domy » Sprzedaż 850 000 zł Kołobrzeg 22 lip Leśna Dolina Etap II - Dom nr B5 Domy » Sprzedaż 1 642 000 zł Gdańsk, Piecki-Migowo 22 lip Piękny drewniany dom - Dwie Doliny Szczawnik Domy » Sprzedaż 949 000 zł Szczawnik 20 lip Klimatyczny dom w dolinie Świdra Domy » Sprzedaż 955 000 zł Lipowo 20 lip *Dom w Dolinie Baryczy*Duże Garaże*Piękny teren* Domy » Sprzedaż 490 000 zł Piotrkosice 19 lip Domy przy Dolinie Bolechowickiej, 6 pok. K/Krakowa Domy » Sprzedaż 899 000 zł Kraków, Prądnik Biały 19 lip Dom w Parku Krajobrazowym Doliny Drwęcy Domy » Sprzedaż 555 000 zł Młyniec Drugi 18 lip Dom W Stylu Loftowym - okolice Doliny Baryczy Domy » Sprzedaż 1 270 000 zł Żmigród 18 lip Dom z warsztatem i dużą wiatą Doliny Baryczy Domy » Sprzedaż 380 000 zł Do negocjacji Stara Huta 17 lip 145m2, Osiedle Dolina Drwęcy Domy » Sprzedaż 720 000 zł Nowa Wieś 17 lip DOM z ogrodem w Miliczu DOLINA BARYCZY Domy » Sprzedaż 1 250 000 zł Milicz 14 lip Dom wolnostojący Dolina Drwęcy Domy » Sprzedaż 795 000 zł Ciechocin 13 lip Dolina Baryczy - Nowy pięknie położony dom Domy » Sprzedaż 790 000 zł Gogołowice 11 lip Dworek, Rezydencja, Hotel 480 m - Doliny Baryczy Domy » Sprzedaż 2 900 000 zł Milicz 10 lip Domy na Sławinie Segmenty 130m Skowronkowa Dolina Lublin Domy » Sprzedaż 700 000 zł Do negocjacji Lublin 9 lip Dom 348 m, Agroturystyka, Dolina Baryczy Domy » Sprzedaż 465 000 zł Milicz 5 lip Dom w zgodzie z Naturą - Sielska Dolina Czarny Łabędź Domy » Sprzedaż 360 000 zł Bychowo 4 lip Dom Stodoła w Dolinie Baryczy ! Domy » Sprzedaż 329 999 zł Ruda Żmigrodzka 6 maj Piła- Zielona Dolina! Komfortowy przestronny dom! Domy » Sprzedaż 1 290 000 zł Piła 15 lut
Ciepłe dni lata już pukają do drzwi. Na te dni czeka wielu górskich maniaków. (My też! ;) ) Nie każdy może, nie każdy ma wyposażenie i umiejętności, by chodzić po górach zimą. No i nie każdy lubi zimę. ;) Może ten wpis przyda się rozmyślającym nad wyborem tras. To przepiękne okolice... Tak wiem- ja zachwycam się większością przebytych tras i wiele jest mi tak bliskich, że marzę, aby kiedyś znowu tam powrócić. Ale ten szlak jest tak wyjątkowy, że nikt kto choć raz się tam wybrał, nigdy go nie zapomni. Wciągnie nas bujna roślinność, bogactwo kolorów, szum potoków. Wiele szeroko otwartych oczu niejednego stawu po drodze i kaskady wodospadów rozpryskujących się milionami kropel na potężnych złomach granitu. A na zakończenie udanego dnia- odpoczynek nad szklanką schłodzonej kofoli, z widokiem na wyrastające z zieleni, wyniosłe postaci niekwestionowanych strażników przemierzanej doliny. Gdzie jest ten raj na ziemi i jacy to strażnicy? ;) Dolina Rohacka- zielona otchłań oddzielona od naszej poczciwej Doliny Chochołowskiej, łagodną, choć nie najniższą granią Wołowca. A nad nią Rohacze. Dostojne, budzące szacunek... Nawet z oddali, ich strome zerwy przyciągają spojrzenia. Jedziemy przez Orawice. Szosa wąska i trochę zniszczona, trzeba uważać na ubytki asfaltu. Towarzyszą nam zielone lasy Doliny Mihulczej i Błotnej. Orawska magistrala, którą jeżdżą słowackie autobusy SAD. Przez Orawice jest ich zdecydowanie mniej, reszta jeździ naokoło; dlatego trzeba dokładnie sprawdzić rozkład, jeśli ktoś planuje ruszać na szlaki wychodzące dokładnie z osady. My jedziemy dalej, aż do Zuberca. Tam nietrudno dostrzec znaki kierujące do Zwierówki (słowacka- Zverovka). Po drodze miniemy Muzeum Wsi Orawskiej (Múzeum oravskej dediny)- przystanek Zuberec- Brestová Skanzen. Wszystkie obecne tam obiekty zostały przewiezione z innych zakątków terenów Orawy. Niektóre tylko są kopiami oryginałów. Drewniany Kościółek Św. Elżbiety, pochodzi z XV wieku i góruje ponad okolicą. Kryty cieniutkimi deszczułkami gontu, niczym długim płaszczem. Można porównać jak wyglądały zagrody biedniejszych i bogatszych mieszkańców Orawy ( w tym - bielony dwór dziedzica). Chaty są otwarte- można zajrzeć do każdej z nich i przenieść się w czasie. Młyn wodny, którego koło obraca bystry strumień Zimnego Potoku, domy rzemieślników, tartak, kuźnia i inne. W pobliżu parkingu- amfiteatr, w którym odbywają się częste koncerty. Cały teren skansenu to ok. 20 hektarów. Teren i budynki są zadbane- aż chciałoby się pomieszkać trochę w jednym z takich gospodarstw. Warto poświęcić jeden dzień na pobyt w tej okolicy, pozaglądać tu i ówdzie i choć trochę zrozumieć życie ludzi z tamtych wieków. Zresztą jadąc ku Zverovce, mijamy liczne grupy turystów. Skansen ma powodzenie. Słowacy wiedzą jak korzystać z dobrodziejstw okolicznych terenów i jak korzystnie zarobić. I bardzo dobrze, że potrafią umiejętnie gospodarzyć w zgodzie z naturą. Dziś już nikt nie ma głupich pomysłów o przekopywaniu gór; i demonizowanie rozsądnej, wyważonej gospodarki jest domeną fanatyków. Coś jak ,,Zieloni''- hałasują i protestują, dopóki odpowiedni datek na odpowiednie konta, nie przekona ich, że da się ustąpić troszeczkę z nieustępliwej, za darmo, postawy. Tereny Zuberskiej Doliny, która łączy Orawską Wieś ze Zverovką są usiane obiektami turystycznymi: hotele i domki letniskowe. Piękne, schowane w otulinie lasu maleńkie osady dla chętnych bliskości gór. Jeszcze 5 minut i mijając Hotel Primula, dojedziemy do Zverovki. Nazwą tą określa się zarówno niewielkie osiedle pośród lasów, polanę, jak i schronisko, a raczej hotel. Sporo miejsc noclegowych, restauracja. Doskonały punkt wypadowy w Słowackie Tatry Zachodnie. Przy hotelu- końcowy przystanek autobusów SAD i duży parking. Kolejny parking znajdziemy przy położonych, za rozwidleniem żółtego i czerwonego szlaku, hotelach. Pierwszy z nich- Osobita i kolejny Šindl'ovec. Wspomniany szlak żółty prowadzi do Doliny Łatanej, u której początku znajduje się niewielki cmentarzyk partyzancki. Jego drugi koniec wybiega ślepą odnogą na stoki Skrajnego Salatyna ( a konkretnie jego ramienia zwanego- Cielęciarki), gdzie w niewielkim domku pracowników leśnych, znajdował się w czasach wojny szpitalik partyzancki. Partyzanci tam ukrywający się, zostali uratowani przez polskich Toprowców i przetransportowani przez Łuczniańską Przełęcz do Zakopanego. Mimo trudnych zimowych warunków (luty-1945), cała akcja ratownicza zakończyła się sukcesem. Szkoda, że ludzie potrafią się wspierać i pomagać sobie tylko wtedy, gdy muszą doświadczać ucisku. Niestety polsko- słowackie ,,dobre'' relacje dzisiaj, pozostawiają wiele do życzenia. Nie mam tu na myśli zwykłych ludzi, spacerujących po górach- bo tu tak jak i wśród naszych rodaków, trafiają się i bardzo przyjaźni, mili ludzie, jak również bezmyślne buraki. Ci pierwsi, to sympatyczne osoby, z którymi zamieniliśmy kilka słów, czy robiliśmy sobie nawzajem zdjęcia. Ci drudzy, to tumany, zapominające o tym, że na jednym łańcuchu powinna być jedna osoba; szarpiący z dołu za ,,biżuterię'', gdy my wisząc u góry, całkowicie polegamy na uchwyconym metalu, niosący psich pupilów za koszulą- nieważne, że rozmiary pupila utrudniają jego umieszczenie w tym miejscu i wchodzący wraz z owym pupilem- na plecy poprzedzających ich turystów. To jest nie do wytrzymania- tak po naszej, jak i po stronie naszych sąsiadów. Ale pisząc o nieciekawych relacjach, obwiniam tych, którzy mają wpływ na postać zarówno przygranicznych szlaków, jak i na to- które szlaki są dla wszystkich (powiedzmy ,,równych''), a które tylko dla ,,równiejszych''. Ci, którzy obsadzili się w rolach ,,właścicieli przyrody'' i robią sobie nawzajem na przekór, czy na złość- nieważne jak to nazwać. Tak czy siak tracą na tym wędrowcy, a bardziej naiwni z nich dają się nastawiać negatywnie do sąsiadów zza miedzy. Ludzie tyle lat mieszkali jedni obok drugich, dogadywali się ze sobą, przyjaźnili. To da się utrzymać nadal. Wystarczy nie powielać ślepo negatywnych opinii głoszonych przez tych ,,równiejszych'', tak z jednej jak i z drugiej strony. Trochę wzajemnej dobrej woli... Pod Zverovkę na razie się nie wybieramy. Zjeżdżamy na wysokości skrzyżowania z żółtym szlakiem. Droga główna odchyla się łagodnie w lewo, a na wprost biegnie odnoga ku wielkiemu parkingowi pod Spaloną (parkovisko Pod Spálenou ). Ponad parkingiem łagodne stoki Salatyna, a na nim pięć tras narciarskich o różnym stopniu trudności. Ośrodek narciarski Spálená-Zverovka - raj miłośników białego szaleństwa. Obok tras narciarskich, również park snowboardowy, restauracja, wyciągi ( kabiny z podgrzewanymi siedzeniami ) i wypożyczalnia sprzętu. Bardzo dobre miejsce na rozpoczęcie wędrówki. Po lewej stronie parkingu- w las zagłębia się króciutki szlak łącznikowy barwy zielonej. Ostatni jego odcinek- błotniste schodki, doprowadzą nas do głównej drogi biegnącej Doliną Rohacką; na rozwidlenie Šindl'ovec. W pobliżu drewniana chatka- bufet, jak na razie zamknięty. Ławy, wiata i duża mapa okolicznych terenów. Kiedyś i tu był parking. Pozostało po nim piaszczyste, rozjeżdżone pobocze. Aktualnie szlaban zakazujący wjazdu, przeniesiono sporo niżej. Dziś mogą tu wjeżdżać jedynie rowery, osoby niepełnosprawne, pracownicy leśni i Tanap. Szlak czerwony poprowadzi nas dalej. Droga jest asfaltowa, wygodna, spokojnie wznosi się pod górę. Niegdyś kursowała nią turystyczna ciuchcia. Coś podobnego do naszej chochołowskiej kolejki ,,Rakoń'', tylko trochę krótsze. ;) Widocznie przestała się opłacać i zrezygnowano z niej już ok. 2005 roku. To nie jest długi odcinek. Do Rozdroża na Adamculi ( Skoruśová Polianka ) mamy ok. pół godzinki. Przy jednej z mijanych polanek- obelisk; swoiste oddanie hołdu Alexiusowi Demianowi, prekursorowi turystyki i narciarstwa na tutejszych terenach. Człowiek, który wychodząc naprzeciw potrzebom turystów, doprowadził do zbudowanie schroniska w Dolinie Rohackiej. Przymocowane do szarego głazu, drewniane deski z wyrytymi słowami pięknej sentencji: ,, Čo laska vytvorila to dobra vola nech zachova'' ( Co miłość stworzyła to dobra wola niech zachowa'' ). Lekkimi zakolami, z coraz to piękniejszymi widokami na przesycone zielenią okoliczne wzgórza, podążamy poniżej ramienia Szindlowca, zwanego również Łyścem- po lewej stronie. Grzbiet jest całkowicie zarośnięty. Wejście na wyższe piętro tegoż grzbietu, na Przełęcz Zabrat- na wysokości Chaty Ťatliaka. Przełęcz Zabrat to dogodne połączenie z Polską. Znajduje się ona bowiem jakieś pół godzinki od szczytu naszego Rakonia. Od prawej strony, ponad ciemną zielenią smreków, osiadły Salatyny. Grań główna od nich ciągnąca zmienia kierunek na południowy- na Spalonej Kopie, by potem zdecydowanie skręcić na Pacholi, na południowy-wschód. Od tego momentu grań staje się bardziej drapieżna, niebezpieczna na tyle, że zasłużyła na nazwanie jej Orlą Percią Tatr Zachodnich. Ten odcinek grani zamyka nam widoki i całą Dolinę Rohacką, a raczej jej górne piętra- od południa. Polana Adamcula jest dziś całkiem zalesiona. Droga główna rozwidla się. W widłach szosy, również rozwidlony kierunkowskaz. W pobliżu ława dla odpoczywających. Brzeg szosy ograniczają wiekowe, pordzewiałe barierki energochłonne. A więc kiedyś można było podjeżdżać tak daleko, jak daleko biegnie asfalt. Prawa odnoga szosy, poprzez mostek nad Rohackim potokiem, schodzi w dół, w kierunku rozległego placu. Poprowadzą nas dalej szlaki: niebieski i żółty. Błotnisty, rozjeżdżony teren, na którego obrzeżach poukładano ścięte drzewa. Dawniej był tu parking. Teren ten był już przeznaczony pod budowę sporego ,,osiedla'' turystycznego. Na szczęście te plany nie ziściły się. A były dość ,,zamaszyste''. Restauracje, poczta, szkoła sportowa, sklepy, biura, skocznie i wyciągi, oraz hotele z miejscami noclegowymi na ok. 2000 osób. I to by było już przegięcie. Co innego niezbyt nachalna infrastruktura na obrzeżach parku, a co innego zniszczenie terenów w samym jego sercu. Zapobiegło temu włączenie tego rejonu Tatr w 1987 r. do TANAP-u. Nasz szlak zagłębia się w cienistym lesie. Droga na początku niewygodna - bo kamienie niewrosłe w ziemię, luźno wykładają ścieżkę i każdy kombinuje podchodzić jak najbardziej bokiem. Zielona, trawiasta ścieżka biegnąca z lewej- doprowadzi nas poza szlakiem, nad potok Spadowy (zwany również Spalonym/ a po słowacku- Spálenský potok, Vodopádový potok)- dopływ potoku Rohackiego. To właśnie na nim znajdują się fontanny wodospadów. Zwane Rohackimi, w rzeczywistości są Spaleńskimi Siklawami. Ciekawość każe skręcić w stronę dobiegającego nas szumu. Stajemy w zakolu, z którego widać łagodny dolny spadek potoku. Progi, którymi spadają rohackie kaskady, są sporo wyżej i stąd są niewidoczne. Tu różnej wielkości, omszałe głazy nakazują potokowi perlić się na tyle głośno, że od razu wiadomo, iż w ciemnym, zielonym lesie, po naszej lewej stronie, towarzyszy nam szumiąca woda. Postawszy chwilkę nad korytem potoku, wracamy ku szlakowi. Idziemy dalej pod górę, niezbyt stromym, ale zauważalnie wznoszącym się progiem- w górne, zachodnie piętro Doliny Rohackiej- Dolinkę Spaloną, zwaną również Zieloną ( Spálená Dolina, Zelená dolina). Droga wznosi się krótkimi zakosami, aż do charakterystycznego zakrętu. Wygładzone skały, okno widokowe na zielony wał Szindlowca i Zabratów. Miejsce, z którego stromym zboczem można zejść ku potokowi, aby spojrzeć na Niżni Rohacki Wodospad. Warto zostawić plecak, bo zejście jest pozaszlakowe i bardzo strome. Do tego dość błotniste. Przyroda zbudowała piękne mosty nad Spalonym Potokiem. Powalone pnie krzyżują się nad spienionym strumieniem, przeplatają ze sobą, niektóre zanurzają się w bystrej wodzie. Stojąc w tym miejscu, widzę w dole zakole do którego podchodziłam na dole- zaciekawiona szumem. Tu wyjaśnia się czemu z dołu nie widać samej siklawy. Koryto potoku zawija pod kątem prostym i chowa się w lesie. Efektowna, stopniowana kaskada okryła się tajemnicą i nie chce ukazać się ciekawskim oczom. Podejście wyżej jest niemożliwe- ściany wąwozu zbyt strome, śliskie skały, rumowiska i powalone drzewa. To wyjątkowo dziki i wyjątkowo piękny zakątek. Nawet powrót na szlak i podążanie wzdłuż koryta potoku, pod górę- nie zaspokoi ciekawości. Wysokie drzewa skutecznie przesłaniają i jedynie niewielkie srebrzenie się wody pomiędzy płachtami gałęzi dociera do pnących się ku górze- wędrowców. Okrojona wersja widokowa pozwala jednak dostrzec, że Niżnia Spaleńska Siklawa jest niesamowicie piękna i bardzo wysoka. Niektórzy mówią o trzech siklawach na Spadowym Potoku. O Niżnej- najmniejszej, w miejscu, w którym stoimy, Pośredniej- czyli tej ukrytej w ledwo widocznym zakolu i Wyżniej- tj. tej do której dopiero dojdziemy, a która pozwala podejść do siebie najbliżej. Wszelkie przewodniki i mapy podają jednak liczbę dwóch wodospadów- dolne i pośrednie kaskady łącząc w jedno, jako rozciągnięty, wybitny Nižný Roháčsky vodopád. Mając za plecami Zabraty, ciągniemy wyżej. Kolejne krótkie zakosy, wielkie głazy pod stopami. Ok. 200 m. przed nami, aby zdobyć próg Spalonej Doliny i stanąć przy tablicy kierującej ku Wyżniej Spaleńskiej Siklawie ( Vyšný Roháčsky vodopád ). Ścieżynka w lewo, drewniany mostek, lekko w dół. Po ok. 100 m. stajemy przy wodospadzie. Sporo chętnych do zrobienia sobie zdjęcia na tle szumiącej siklawy. Potężne, ciemne głazy dookoła. Mgiełka wody wisi w powietrzu, ochładza, sprawia, że kamienie są śliskie i trzeba uważać. Znad wodospadu widać w oddali wyłaniający się czubek Osobitej. Wracamy na rozstaje. Ścieżka pośród paproci nadal wznosi się ku górze. Jeszcze ok. km. do pokonania Spalonych Spadów. Wychodzimy z lasu i stajemy na rozległym, kamienistym tarasie. Rozstaje szlaków (Rázcestie pod Predným zeleným). Drewniane stoły, ławy, szlakowskaz typowy dla terenów słowackich- z czerwonym daszkiem. Uderza w nas zieleń najbliższego nam pagóru- Przednie Zielone. Tam trzeba się będzie wdrapać, chcąc dotrzeć do stawów. Nitka szlaku prowadzi pomiędzy Przednim Zielonym, a Zielonym Wierchem Rohackim. Wokół nas kosodrzewiny, łany borówek i malin. Dobitniej ukazuje się Osobita. Przed nami dostojne ściany grani głównej - Orla Perć Tatr Zachodnich, od Trzech Kop, aż po Banikowską Przełęcz. Piękne miejsce na odpoczynek i posilenie się. Jeszcze gdyby wszyscy potrafili uszanować potrzeby reszty turystów... choćby do ciszy i spokoju. Niestety nazbyt głośna rozmowa i dzikie śmiechy często spotykanych w tych okolicach- sąsiadów z zachodu, skutecznie zmuszają do skrócenia odpoczynku. Jak wszędzie- jedyne wyjście, to wstać jak najwcześniej, minimalizując w ten sposób możliwość spotkania tłumów. Szlak żółty odchodzi na Przełęcz pod Banówką. A nasz- niebieski wkracza, jak na razie spokojnie, pomiędzy zielone smreki. Dawnymi czasy, w tym miejscu stały liczne szałasy pasterskie. Ścieżka wyprowadza ponad obwarowany głazami, prześliczny, maleńki stawek. Tafla wody jest pośrodku szmaragdowa, a brzegi złotobrązowe. W wodzie bytują bowiem zielenice, dające kolor głębszym warstwom. Połyskliwy brąz brzegów to zasługa przybrzeżnych głazów. Wokół nieprzebyte morze kosodrzewiny. Chyba wielu doceniło urodę tego oczka, bo zostało obdarzone licznymi nazwami. Najczęściej używana nazwa, to po prostu- Zielony Stawek. Ale również: Zielony Stawek Zuberski, Żabi Stawek, Studnica- ze względu na wyjątkowo zimną wodę, Stawek pod Zielonym. Ten niepozorny stawek jest miejscem, gdzie rodzi się Spaleński Potok dający siłę Rohackim Wodospadom. Super miejsce na odpoczynek. Wznosimy się wąską ścieżką, obrzeżoną wysoką ścianą kosodrzewiny. Wkrótce pojawiają się gruzowiska, kępy traw i brązowiejące polany jagód. Przysiadłe na zboczu, wyrosłe z zielonego pagóra Przedniego Zielonego- niczym wielkanocne- opasłe baby skalne. Nachylają się swym ogromem ponad szlakiem. W cieniu ich sylwetek, przyjemnie przysiąść choć na chwilę. Niebieszczeją kwiaty goryczki, w błotnistej, ciemnej ziemi, płożą się widłaki. W tych okolicach doskonale miewa się wierzba alpejska. Zwichrowane gałązki tej rośliny, o drobniutkich listkach, oplatają kamienie, niczym w najpiękniejszym skalnym ogrodzie. Szeroki jęzor gruzowiska rozciąga się na sporym terenie, spływa ku dolinie. Musimy włożyć trochę wysiłku w zdobycie kolejnego piętra. Liczne trawersy zbocza Przedniego Zielonego, wyprowadzą nas po ok. 30-40 min. na taras łączący Przednie Zielone ze stopami Zielonego Wierchu Rohackiego. Po drodze miniemy jeszcze jedno rozwidlenie (Rázcestie pod Troma kopami ) . Trzy Kopy nad naszymi głowami, a w rzeczywistości cztery. Ale te trzy kłonią się do siebie tak bardzo, że zostały objęte wspólną nazwą. Choć każda z nich ma oprócz wspólnej, także swoją własną. Przednia Kopa (Prvá kopa)- najwyższa z trzech, zwana: Skrajną Kopą, Wielką Kopą lub Zieloną Kopą- graniczy ze Smutną Przełęczą. Od niej odchodzi rozłożyste, zielone ramię Wierchu Rohackiego. Kolejna to- Drobna Kopa (Druhá kopa ). I ostatnia- Szeroka Kopa (Tretia kopa). Tuż za nimi przysiadła jeszcze jedna Kopa- nieliczona do trójrogiego masywu. Wyższa od pozostałych- Hruba Kopa. Ci co nie skorzystali na ostatnim rozstaju dróg, aby wybrać szlak na Banikovską Przełęcz, mogą jeszcze raz zmienić zdanie. Tu bowiem odbija szlak zielony biegnący od Tatliakowej Chaty- właśnie ku Przełęczy pod Banówką. Jego przebieg jest doskonale widoczny. Cel- czyli wspomniana przełęcz- również. Za Przełęczą Banikovską, grań zawija i okala dolinę w której jesteśmy, garbem Pacholi, dalej Spalonej Kopy, aby grzbietami Salatynów spłynąć ku zadumanej Orawie. Jesteśmy już wysoko na zielonym progu. Za naszymi plecami, tam w dole- doskonale widoczne Rozdroże pod Przednim Zielonym, a pomiędzy kosówką, niczym drogocenny klejnocik, połyskuje Zielony Stawek. Białe obłoki ścielą cienie ku dolinom. Słońce mocno grzeje. Widoczność aż do Babiej Góry i Gorców. Nie można się nie zachwycać, nie da się iść obojętnie. ,,Tracę'' więc mnóstwo czasu na kolejne fotki. ;) Każde kilka kroków do przodu przynosi coraz to piękniejsze perspektywy. Przyglądam się bliższemu ramieniu Zielonego Wierchu Rohackiego. Tuż przed nim kolejny szlakowskaz z czerwonym daszkiem, na którym główny napis brzmi: Roháčske plesá. Poniżej tabliczki kierunkowe, przypominające o znanych nam już szlakach. Czekają na nas tatrzańskie lustra. I góry jak widać lubią się poprzeglądać czasami... Namierzamy bez problemów dawny szlak, który pozwalał skrócić sobie drogę, podążającym do, lub od Smutnej Przełęczy. Zamknięty nie tak dawno, jeśli porównywać z wieloma innymi, bo w 1989 roku. Dlatego jego przebieg jest nadal doskonale widoczny. Zamknięty ze względu na zły stan techniczny i tak usypistej drogi. Chwali się, że zauważyli zrujnowanie szlaku; szkoda tylko, że nikomu nie przyszło do głowy, iż można by tak odnowić, a nie zamykać... Chociaż pewnie przyszło, tylko funduszy było szkoda. Trawersy dość spokojnego, zachodniego zbocza wyprowadzały poniżej wierzchołka głównego. Zbocze, od wschodu pokryte jest piargiem, aż pod samą grań. Wydostawszy się na ową grań, szlak prowadził grzbietem, aż do szczytu Wierchu Rohackiego, a stąd jeszcze chwilę ku Skrajnej Kopie, aby z okolic przełęczy, łączącej obydwa szczyty, zejść dość stromym, piarżystym żlebem w dół i dołączyć do niebieskiego szlaku wiodącego na Smutną Przełęcz, tuż przed jego ostatnim, ostrym zakosem. Tymczasem nasz szlak odbija zdecydowanie w lewo (szlak na Wierch Rohacki biegł na wprost...) i owija się wokół wierchowego ramienia, aby po chwili wyprowadzić nas nad lustro Wyżniego Stawu Rohackiego, zwanego też Zadnim ( Štvrté Roháčske pleso, Horné Roháčske pleso ). Staw kryje się w kosówkowej niecce. Można powiedzieć, że stoimy na brzegu wielkiej, zielono- kamienistej misy. Przywarł tak blisko ścian Zielonego Wierchu, że brzegi ścielą spore głazy i gruzowiska oderwane od stromych, z tej strony- zboczy. Ponad taflą granatowej wody, doskonale widoczny masyw naszego poczciwego Wołowca. Mnóstwo miejsca do posiedzenia, okoliczności- marzenie, toteż sporo odpoczywających turystów dookoła. I tu kończy się szlak niebieski- biegnący od Adamculi. Wg. planów dzisiejszego dnia, koniec wdrapywania się pod górę. Od tej pory będziemy już tylko schodzić. Szlak omija staw od zachodu i minąwszy sporą plamę kosodrzewiny, lekko obniża się na pośredni taras Przedniego Zielonego . Istnieje co prawda ścieżka dookoła jeziora- skrót, który dołącza do szlaku zielonego sporo poniżej górnego tarasu. Niestety wybierając ten wariant- ominiemy stawki drugiego piętra. Już mrugają ku nam oczy Pośrednich Stawów Rohackich ( Pośredni Rohacki Staw- czyli Tretie Roháčske pleso, oraz Mały Rohacki Staw- Druhé Roháčske pleso ). Łączy je strumyk wypływający z tego pierwszego- większego Pośredniego Stawu. W oddali doskonale widoczne zakosy szlaku na Zabrat. A ponad Zabratową Przełęczą- przyczajone pagórki Grzesia i Bobrowca. Podobno woda z Zadniego Stawu spływa ku Dolince Spalonej. Jednak chyba po części zasila również stawki Pośrednie. Na zboczu, którym schodzimy, pomiędzy kępami gęstej trawy, widać bowiem błotniste strugi i tworzące się maleńkie oczka- kałuże. Tretie Roháčske pleso, z miejsca w którym stoimy, przypomina prawdziwe lustro. Tafla jest wręcz srebrna. Odbija niebo i przepływające chmurki, niczym najczystszy kryształ. Ponad stawami zielona linia pośredniego tarasu, na tle złotozielonej grani Wołowca. Tyle wszelkich odcieni zielonego, co w tej dolinie, nie spotkamy nigdzie indziej. Wiadomo, najlepiej gdy jest słonecznie i ciepło- aby w pełni cieszyć się widokami. Obniżamy się do pierwszego ze stawów. Zza wschodniego ramienia Zielonego Wierchu, wychylił się ku nam Rohacz Ostry. Poważne, najeżone granity tej góry obrywają się ku Dolinie Smutnej niedostępnymi zerwami. Jak na razie Rohacz Płaczliwy skrywa się jeszcze za bliższym nam wzniesieniem. Większość informacji o rohackich braciach, wspomina jedynie o tych dwóch. Podczas gdy wczytując się głębiej w topograficzne ciekawostki, dowiemy się, że należałoby wspominać o trzecim- chyba najbardziej niebezpiecznym rohackim ,,wyskoku''. Rohacz Siuty- który nie został wyodrębniony jako osobny szczyt, bo w rzeczywistości wrasta w masyw Rohacza Ostrego; jest jego północno- wschodnim wierzchołkiem i pierwszym od strony Wołowca. Nazwa ,,siuty'' pochodzi z terenów orawskich i oznacza ,,tępy''. Zapewne dla odróżnienia od Ostrego Brata. Nazwa trochę zwodnicza, bo mimo swej ,,tępoty''- Rohacz Siuty jest na tyle eksponowanym i niebezpiecznym miejscem, że szlak czerwony omija sam wierzchołek - trawersem od lewej strony i wyprowadza na Rohacką Szczerbinę (wcięcie w grani między dwoma wierzchołkami). ,,Tępy'' wierzchołek jest niższy od ostrego o zaledwie 3 metry. Tworzą go skrzesane, wielkie bloki skalne, o gładkiej, lekko spękanej powierzchni, przewieszone w kierunku Doliny Rohackiej. Trudności grani Rohacza Siutego wycenia się na ,,dwójkowe''. Aby nie być ominiętym obojętnie, Rohacz Siuty wysuwa ku nadchodzącym turystom ramię. Ostrotrójkątne, osławione ramię Rohackiego Konia. Miejsce, o którym mówi się, że sprawdza odporność wędrowca na ekspozycję. W każdym bądź razie, zanim się tam pójdzie, przydałoby się sprawdzić swoją odporność w kilku innych, przepaścistych miejscach. ....... Gdy staniemy już nad brzegiem stawu, do przyglądających się nam szczytów, dołączy Rohacz Płaczliwy. Cienie chmur okrywają zbocza Wołowca, a przeświecające pomiędzy nimi, powoli zachodzące słońce, rzuca wesołe, złociste plamy na ciemniejącą zieleń. Jest zasadą, że góry są najpiękniejsze o poranku i wieczorami. Poranek, gdy z dolin wstają mgły, a górskie granie błękitnieją i nakładają się na siebie warstwami mniej lub bardziej nasyconych barw. Wieczór- gdy zachodzące słońce budzi długie, urokliwe cienie, zmienia kolory i wypełnia spokojem... Zarówno bycie o jednej, jak i drugiej porze dnia wysoko w górach, sprawia trochę problemów. Główny to taki, że albo będziemy wchodzić, albo schodzić po zmroku. Chętni oglądania niepowtarzalnych spektakli pośród górskich szczytów, muszą liczyć się z tym faktem i być dobrze do niego przygotowani. W pobliżu jeziorka drewniane ławeczki. Tu zdecydowanie mniej turystów, bardziej kameralnie. Tafla dość ciemna, okolona wysokimi trawami. Stawy Rohackie i ich otoczenie, to skarbnica różnorakich gatunków roślin i dom wielu zwierząt. Potoczek wypływający z większego stawu, tworzy błotniste bagienka na drodze swego przepływu i wpada do mniejszego głębi stawków- zielone włosy podwodnych roślin. W taflach odbijają się jak w lustrach, stróżujące im szczyty i płynące ponad tym wszystkim- bielejące chmurki. Strumień spływa z mniejszego stawku, ku kolejnemu, najniższemu tarasowi Przedniego Zielonego i niknie w widocznym już Niżnym Stawie Rohackim, zwanym też Wielkim ( Veľké Roháčske pleso, Prvé Roháčske pleso, Dolné Roháčske pleso ). Ścieżka ku niemu wiodąca, spada z obwarowanego kosodrzewiną pośredniego tarasu i kluczy pośród jej plamami, urozmaicanymi gdzieniegdzie wierzbiną i jarząbami. Wysokie łany kwiatów, paproci, jagodowych krzewin, już przekwitłej ciemiężycy ( ...wszak to już sierpień i dni krótsze...); i sporo motyli. Ten ostatni z Rohackich Stawów, uderza feerią barw: szafirów, zieleni, brązów; a wszystko to wraz z cieniami ciemnych granitów, szarością piargów, bielą chmur i połyskami humorów nieba, przykuwa turystę na dość długo do tego miejsca. To jezioro bywa nazywane Orawskim Morskim Okiem- a to mówi chyba samo za siebie. Rohacze i Wołowiec ze swym ogromem są tak blisko... I tu ławeczki, wielkie głazy na których również można przysiąść i pływające po przejrzystej tafli- towarzyskie kaczki krzyżówki. W pobliżu drewniana chatka THS, kryta blachą. Ma już swoje lata- postawiono ją ok. 1962 roku. Niestety zamknięta na cztery spusty, nawet okna zawarte drewnianymi okiennicami, dodatkowo są okratowane. Szkoda, bo byłby to wspaniały schron dla podróżników. A z drugiej strony, gdyby była otwarta, pewnie wandale nie pozwoliliby jej zbyt długo przetrwać. Dziś liczyć na to, że każdy będzie umiał się zachować, to daleko posunięta naiwność. Strumień z najpiękniejszego i ostatniego z Rohackich Stawów, przecina ścieżkę i ,,błocąc'' lekko zbocze Rohackiego Wierchu, wpada pomiędzy kosówki, by torując sobie drogę pośród bujnej zieleni, zasilić ostatecznie, szumiący dnem doliny- Rohacki Potok. Co ciekawe, na zboczu spływającym w dół, na niewielkim wypłaszczeniu, poza szlakiem, istniał kiedyś jeszcze jeden niewielki stawek. Malutkie oczko wodne pozostawiło po sobie jedynie wyschniętą nieckę, wysłaną poszarzałymi kamieniami. Już niedługo i ten ostatni ślad po jeziorku zniknie, bo zieleń skutecznie opanowuje przejęty teren. Nitka szlaku zbiega po łagodnym, pochyłym zboczu Rohackiego Wierchu, ku Dolinie Smutnej. Co jakiś czas przy drodze pojawiają się spore głazy, a w końcu stajemy na wielkim gruzowisku, które rozciąga się od stóp Rohaczy, aż do naszego szlaku. Stożki piargowe naprawdę imponujące! Skrzyżowanie szlaków ( Rázcestie Smutná dolina )- skąd pod kątem ostrym, w prawo odbija szlak niebieski, który kamiennym pustkowiem górnego piętra Doliny Smutnej, prowadzi ku Smutnej Przełęczy. To kamienne pustkowie zadecydowało o nazwie nadanej dolince. Wyścielone skalnymi złomami, często kryjące się w cieniach wysokiej grani, jest domostwem świstaczych rodzin. Nad rozdrożem widoczna Jamnicka Przełęcz- obniżenie pomiędzy Wołowcem, a Rohaczem Ostrym. Dziś z Jamnickiej Przełęczy można zejść znakowanym szlakiem, jedynie na stronę krainy liptowskiej- do Doliny Jamnickiej. Tamto zbocze jest łagodne i bezpieczne. Szlak zejściowy do Doliny Rohackiej został zamknięty dawno temu- z powodu o wiele znaczniejszego nastromienia terenu i piarżystego zbocza. Upór w gapieniu się przez lornetkę na wołowcowe stoki pod przełęczą, zostaje nagrodzony. Choć fragmentarycznie, ale dostrzegamy odcinki dawnego szlaku. Jak bardzo by się przydał ! Łączyłby naszą doskonale znaną, choć upierdliwie długą- Chochołowską, z tym pięknym, bogatym zakątkiem- Rohacką Doliną. Tym bardziej, że dotarcie tu od strony słowackiej, wcale nie jest łatwe- szczególnie dla niezmotoryzowanych. Ci co dojadą sobie samochodem, są z kolei skazani na powrót w to samo miejsce, z którego ruszyli. A gdyby odnowiono i wzmocniono ,,zakurzony'' wiekowy szlak, można by dostać się na orawskie ziemie komunikacją sąsiadów (...choć też nie jest zbyt dogodna...); a idąc poprzez przełęcz wylądować ,,u siebie''. To samo dotyczy przejścia w drugą stronę. Słowakom też by to wiele ułatwiło. Cóż- skoro nikt nie garnie się do ułatwiania życia turystom... Dolna część Doliny Smutnej wcale nie jest smutna- jest zielona, przepiękna i widokowa. W oddali, w mgiełce znowu widać Babią Górę. Ścieżka spływa wzdłuż zbocza Wołowca, Rakonia i Zabratów, ponad zasłanym złomami, porosłym kosówką- dnem doliny. Poczynając od górnego progu Dolinki Smutnej, pojawiają się wysokie drzewa. Głównie jarząbki, a niżej dołączają świerczki. Olbrzymie głazy oplecione wiernie kosodrzewiną. Mijamy obudowane drewnianą budką- źródełko. Dobiega nas warkot silnika helikoptera. Wkrótce pojawia się on na granią Wołowca. Kilkakrotnie znika za okolicznymi szczytami, by za chwilę znów powrócić. Można się domyślić, że coś się stało. Pojawienie się śmigłowca budzi niepokój. Po powrocie dowiadujemy się, że niestety... niepokój był słuszny. Tego dnia Tatry przytuliły na zawsze kolejne ludzkie istnienie... Właśnie w tych okolicach. :( Do odpoczynku przy Tatliakowej Chacie mamy ok. 20-30 minut. Budyneczek wraz z ciemnym owalem stawu przed nim, jest doskonale widoczny z naszej ścieżynki, już od dłuższego czasu. Widać, że długa susza miała znaczący wpływ na zasięg stawku. Z Czarną Młaką- bo tak w naszym języku nazwano Ťatliakove Jazero; było w przeszłości sporo problemów. I tak płytki zbiornik, zaczął tracić wodę- częściowo wysychając, a częściowo poprzez podziemne połączenie z Rohackim Potokiem. Obłożenie brzegów brunatnego stawku kamieniami, na niewiele się zdało. Dopiero pomysł mieszkańców Zuberca, by uratować jeziorko, poprzez wypełnienie jego dna gliną i iłem, przyniosło zadowalające rezultaty. I to bez wcześniejszych ekspertyz naukowych. Może dlatego właśnie się udało! :D Nadal możemy się cieszyć jego obecnością, choć w suche lato w dość okrojonej wersji. A nasza wycieczka przypadła właśnie na okres suszy. Toteż brzegi Czarnej Młaki są sporo szersze niż zwykle, a kamienie zwykle zatopione pod wodą, suszą swe zadki nad jej powierzchnią. Miejsce jest bardzo urokliwe, a kolor wody kieruje wspomnienia ku Stawu Smreczyńskiemu... Choć ten drugi niewątpliwie głębszy, to jednak mają coś wspólnego- w barwie, w tym leśnym otoczeniu. I jeszcze te zielone zbocza dookoła...niczym tamte nad Doliną Pyszną... i szare, surowe granity Rohaczy wcale niezbyt daleko... Schodzimy z górskiej, kamienistej ścieżki. Tu dochodzi już asfaltowa szosa. Ta sama, którą zaczynaliśmy dzień w Rohackiej Dolinie. Wyraźna, zielona tablica z napisem ,, Smutná dolina'' u wejścia na szlak. Szlak niebieski, który nam towarzyszył od ostatniego rozdroża- kończy się. Szlak zielony za to ciągnie pod górę- na zbocze Zabratu. To on tworzy zakosy, które podziwialiśmy z oddali- znad Wyżniego Rohackiego Stawu. Nas wita powtórnie, szlak czerwony, który nas poprowadzi ku Polanie Adamcula i w kierunku Zverovki. Skręcamy ku Czarnej Młace. Przed stawkiem, przyjazne, niewielkie schronisko. Prezentuje się rewelacyjnie. Otwarte co prawda tylko w sezonie, oferuje przepyszną kuchnię. Z tego co wiemy w planach było wygospodarowanie miejsca na noclegi, których Rohacki Bufet na razie nie oferował. Może już wkrótce? Dla turystów, którzy nie wyrobili się w planach dnia i zastała ich noc na szlaku, lub dopadło zmęczenie przekreślające dalszą wędrówkę- Tatliakowa Chata zawsze deklarowała dach nad głową i gościnnie otwierała podwoje. W mrokach historii odpłynęły drewniane koleby, budowane tu na potrzeby pasterzy. Nad potokiem stanęło pierwsze schronisko (1883 rok), ciepło wspominane przez polskiego kompozytora- Mieczysława Karłowicza . Zbudowane, jak już wspominałam, dzięki staraniom Alexiusa Demiana- malarza, leśnika i poety, którego słowa wyryto na mijanym przez nas rano- kamiennym obelisku. Dawne schronisko to była jedna, niewielka izba noclegowa. Toteż po 30 latach postarano się o dobudowanie kolejnej izby, a tym samym zwiększenie liczby miejsc noclegowych. Tym razem postarał się o to nie kto inny- jak Ján Ťatliak. Schronisko zostało nazwane jego imieniem. Niestety lata wojny stały się początkiem pasma katastrof dla schroniska. Za ukrywanie Żydów, podczas II wojny światowej, schronisko zostało spalone przez Niemców. Odbudowane po wojnie i to w udoskonalonej wersji- bo na ok. 100 miejsc noclegowych, spłonęło bezpowrotnie w 1963 roku. Tak było: Przedwojenne... - i odbudowane po wojnie... Źródło zdjęć- A więc nazwa ,,Tatliakowa Chata'' choć przyjęła się i każdy doskonale wie, gdy powiemy, że do niej zmierzamy, nie jest do końca prawdziwa. Dlatego na tabliczkach kierunkowych znajdziemy przymiotnik ,,byvala'' (była, dawna). Ale być może wkrótce się to zmieni, a z kierunkowskazów zniknie słówko ,,byvala''? ;) I tylko jakaś tablica informacyjna, lub kącik historyczny, być może wygospodarowany kiedyś w Rohackim Bufecie będzie przypominał o ,, byvalej chacie'', bo na miejscu dawnej, stanie całkiem nowa ? Odbudowy spalonego schroniska na długo zaniechano, z powodu braku funduszy. Jedyny ocalały budynek dawnej narciarni, przeznaczono na bufet turystyczny. Ale z tego co można zaobserwować, wszystko zdaje się być na dobrej drodze do przywrócenia dawnej świetności. Do kamiennego małego domku dobudowano i ,, przyklejono'' z południowego szczytu kolejny budynek. Co prawda z pustaka, jednak najważniejsze, że starania przynoszą efekty. Wszak chodzi o odbudowę domu turystycznego, a nie stworzenie kolejnego hotelu- jedynie dla wybrańców. Do niedawna surowe, pustakowe ściany nowego domku, dziś są obłożone drewnem. Obydwie konstrukcje przykrył nowy dach. Cały domek prezentuje się ciepło i przyjaźnie. Widoki wokół cudowne; można tylko zazdrościć pracownikom chaty przebywania tu na co dzień. Przed wejściem drewniane stoły i ławy- nad nimi zielone parasole, osłaniające przed zbyt ostrym słońcem i ewentualnym deszczem. W pobliżu głaz, a na nim mosiężna tablica upamiętniająca Jána wpis- Od jakiegoś czasu można już nocować w Tatliakowej Chatce. Informacje o kosztach i rezerwacji, dostępne w internecie.* * * Skusiliśmy się na Tatliakową kuchnię. Jedzenie przy takich widokach dookoła- sama przyjemność. Wybór padł na Vyprážaný syr i hranolky ( Prażony ser z frytkami). Nie wypada inaczej- to danie to wizytówka słowackich restauracji i jest wyjątkowe. Oprócz tego- Strapačky s bryndzou a kapustou (...czyli nasze poczciwe kluski kładzione- ziemniaczane z serem białym i kapustą kiszoną). Ja uwielbiam! ;) No i z czystej ciekawości - Langoš (langosz); ziemniaczano- drożdżowy placek, smażony na głębokim tłuszczu, podawany z sosem i tartym żółtym serem. Wszystko było przepyszne i warte skuszenia się. I tam właśnie polubiłam Kofolę. :D Której, żeby było śmieszniej, nie cierpiałam do tej pory. Kupiona po raz pierwszy w słowackim sklepie, zupełnie nie przypadła do gustu. Dziwiłam się, co też ludzie widzą w tym napoju... Dziś już wiem. W Bufecie Rohackim, dostaliśmy Kofolę doskonale schłodzoną i to była chyba cała tajemnica. Napój okazał się przepyszny, orzeźwiający, idealny na wieczorną posiadówkę u stóp zielonych szczytów. Posiadówkę, której żal było zakończyć. Wgapianie się w tatrzańskie mury, z nadzieją zamknięcia tego widoku na zawsze w pamięci, z nadzieją, że czas przestanie płynąć i że jeszcze kiedyś tu wrócimy... Czas ruszać. Już po pół godzinie jesteśmy na Adamculi, gdzie rano wybraliśmy szlak żółto- niebieski. Białe do tej pory, rozciągnięte obłoczki szarzeją i jarzą się na przemian- podświetlane ostatnimi promieniami zachodzącego słońca. Grań gór po stronie zachodniej staje się prawie czarna, podczas gdy na przeciwległą, wciąż jeszcze pada złote światło. Dopiero teraz z odległości, zaciekawia mnie smukła turnica w odległej grani Zachodniej Orlej. To Igła w Banówce ( Baníkovská ihlá ). Dziki wyskok grani, zgodnie z nazwą znajduje się blisko Banówki. Konkretnie po jej wschodniej stronie, tuż za Przełęczą nad Zawratami. Perć turystyczna omija ów wyskok od południa, rzecz jasna z powodu znacznych trudności, jakie iglica oferuje. Kolejne pół godzinki i jesteśmy prawie na miejscu. Jeszcze tylko zejście zielonym łącznikiem przez las, do poziomu parkingu pod Spaloną. Podjedziemy jeszcze pod Zverovkę. Chcemy obejrzeć schronisko. Z polany wspaniałe, choć już wieczorne widoki . Rozpoznawalne kształty Rohacza Płaczliwego, trzech Kop i Salatynów. Ponad nimi srebrzy się tarcza księżyca. Schronisko i reszta tutejszych obiektów należą do walnej Doliny Zuberskiej ( Studená dolina ). Dawniej zwana Doliną Studzienicy, lub Doliną Studziennej Wody. Oprócz miejsc w schronisku, możliwość zakwaterowania w jednym z domków letniskowych. Jest tam również leśniczówka i kwatera THS (dyżurka ratowników i możliwość wynajęcia przewodnika). Historia schroniska w tych okolicach, sięga początku XX wieku, kiedy to znajdujący się u wylotu Doliny Łatanej (prawa odnoga Doliny Zuberskiej) istniał niewielki domek przeznaczony dla robotników leśnych. Zaadaptowany na potrzeby turystyczne budynek spłonął już w 1912 roku. Nie kto inny, jak Ján Ťatliak, był inicjatorem budowy nowego schroniska. Nazwano je Maťašákovą útulňą, na cześć Jána Maťašáka- tego, który jako pierwszy zadbał o przystosowanie chaty robotników do potrzeb turystów. Nowe schronisko, w którym stacjonował oddział partyzantów, spalili Niemcy w 1944 roku. Rok później wybudowano prowizoryczny schron, a trzy lata później schronisko z prawdziwego zdarzenia; od tamtej pory wielokrotnie rozbudowywane. Kilka zdjęć historycznych (jak się zmieniało schronisko na przestrzeni lat- zgodnie z powyższym opisem): -początki w Dolinie Łatanej Maťašákova útulňa Po rozbudowie- 1946 r. Jedno z pierwszych kolorowych zdjęć schroniska z dobudowanymi nowymi partiami. Więcej zdjęć historycznych- A dziś jest tak: Przy Zverovce skrzyżowanie szlaków: - niebieski- w kierunku Brestovej; - zielony- obok uroczego, leśnego stawku pod Zverovką, na Przełęcz pod Osobitą; - żółty- biegnący Doliną Łataną na Zabrat; - i poznany właśnie przez nas - czerwony. Na kwaterę wracamy już po ciemku. Nawet nie zmęczeni, za to zadowoleni; z aparatem, który mało nie pęknie w szwach, z powodu ilości zdjęć. :D
mój dom w dolinie 2